środa, 9 października 2013

Rozdział 22 & 23


Witajcie kochani!! Oto ja, dawno nie widziana złotooka. Nowa szkoła to trudny okres, ale już jestem. I mam dla was niedpodzankę bo dziś pojawią się nie jeden ale dwa rozdziały!! Nestępny rozdział jest już prawie gotowy i mam nadzieje że wkróce się pojawi. Koniec tego gadania, ponieważ wszyscy jesteście uroczyście zaproszeni na najciekawszy bal w historii Eatonville:
***
Z punktu widzenia Edwrda:
Słońce już prawie zaszło. Tylko kilka ostatnich promieni jeszcze dostało się przez okno do mojego pokoju. Byłem już ubrany w mój czarny smokeing kiedy usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. –Proszę- powiedziałem spokojnie. Drzwi się uchyliły i głowa Esme pojawiła się w szparze. –Mogę wejśc- zapytała. Pokiwałem głową. Moja matka wkroczyła do pokoju krokiem pełyn gracji. Jej kremowa suknia do ziemi, kontrastowała z jej karmelowimi włosami.
Esme podeszła do mnie i zaczeła mi poprawiać krawat. Uśmiechała się. Nawet w szpilkach, ledwo sięgała mi do brody. Nagle jej oczy zrobiły się suche. Położyłem jej dłoń na ramienu –Co się stało?- zapytałem zmartwiony. –Nic, nic- powiedziała gładząć ramiona mojego smokeingu.   –Przecież widze-. Esme przez chwile była cicho. Próbowałem nie słychać jej myśli. Jeśli będzie chciała powiedzieć co ją gnębi, to powie. –Po prostu nie mogę uwierzyć jak ten cas leci, nie tak dawno temu byłeś samotnikiem który nie mógł znaleść swojego miejsca na ziemi. A teraz! Masz piękną i mądrą córke i...- dobrze wiedziałem co chciała powiedzieć, ale się na to nie zdobyła. Sam nie wiedziałem jakie są stosunki między mną a Bellą, a Esme nie chciała być wcipska. –Wszystko w porzątku- powiedziałem –Też mam nadzieje, że ten okres jest przejściow-
***
Z okień świeciły się światła, wzdłuż ścieszki do głównego wejśća paliły się lampiony. Szpital w Eatoville nie przypominał starego białego budynku z brudnymi oknami, takiego jak w Forks. Tutejszy szpital przypominał raczej wielki dom letniskowy, z trawą na dachu. Ciemne drewno wtapiało się w otaczające je drzewa. Szpital specializował się  w leczeniy ciężko chorych dzieci. Dlatego też dla wielu był ostatnią deską ratunku. Dziecią w szpitalu mówiono, że lasy są magiczne i że jeśli dobrze się szuka, można zobaczyć wróżkę chowającą się za krzaczkiem, albo elfa zbierającego jagody. Dzięki temu wielu małych ludzi mogło porwócić do domu w pełni zdrowe, a inne mogły znów ożyć zanim przyjdzie po nie nagła śmierć.
Bella trzymała się kurczowo mojego ramienie. Nawet to, że jest wampierm, nie zmieniło tego, że nie umie i nie lubi tańczyć. Moja towarzyszka miałą na sobie prostą białą sukienkę w stylu Marliyn Monroe, wiedziałem, że to sukienka z szafy jednej z moich sióstr, ale leżała na Belli perfekcyjnie. Nessie miała na sobie słotką, niesbieską suknię do ziemi. Wokoła tali miała kokardę w tym samym kolorze co sukienka. Szła spokojnie obok nas i trzymała się mojej drugiej ręki.
W środku szpitala, atmosfera była taka sama jak na zęwnątrz. Drewniane ściany i lampiony przy suficie. Pierwszym pomieszczeniem, była mała przytulna recepcja. Pielęgniarka w średnim wieku i niebieskim uniformie sziedziała za wysoką drewnianą ladą i witała gości. Kiedy zobaczyłą Carlisla, w jej oczach odrazu pojawyły się wesołe świetliki. –Dobry wieczór doktorze- powiedziała z uśmiechem.
Udaliśmy się do sali gdzie odbywało się samo przyjęcie. Sala nie była taka duża, ale wystarczając by pomieścić całą śmietankę w Eatonville. Dwie ściany były kompletnie przeszklone, dzięki temu czułem jak las otaczający szpital, prawie wchodzi do pomieszczenia. Ściany miały kolor ciemnego drewna, które kontrastowało z białymi sofami i fotelami. W myślach Carlisle wyczytałem, że to jest pokój dzienny, gdzie dzieci mogą się bawić i przebywać większość czasu. Teraz pacjęci którzy byli w stanie wyjść z łóżek byli z nami w sali, a inni byli w swoich pokojach, oczywiście można było ich odwiedzać.
Nessie prawie odrazu puściła moją dłoń i powiedziała, że idzie poszukać swojej koleżanki. Przytuliła mnie i swoją mamę na pożegnanie, a potem widziałem już tylko jej włosy znkające wśród tłumu ludzi. Chwile później zobaczyłęm ordynatora szpitala. Stanął na małym podeście postawionym na prawo od drzwi. W dłoni trzymał mikrofon, domyśliłem się, że czas na przemowę powitalną. Mężczyzna zaczął przemawiać monotonnym głosem, widocznie nie pierwszy raz to robił. Nie słuchałem co mówi, moją uwagę przyciągała jedynie piękna wampirzyca która trzymała się mojego ramienia.

***
Rozdział 23

***
Z punktu widzenia Reneesme:
Odnalazłam Cassie przy jednej z szklanych ścian. Stała oparta o szybę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czuła się niepewnie pośród tych wszystkich ludzi. Na jej buzi odrazu pojawił się uśmiech kiedy mnie zobaczyła. Jej piękne włosy były zwinęte w dwa koczki i kilka pasem włośow wisiało pojedynczo dookoła jej twarzy. Jej sukienka była prosta, ale przy tym piękna. Jasno niebieski pastel, cienkie ramiączka i pojedyńcza róża w tali.
Pięknie wyglądasz Nessie- powiedziała i przytuliła mnie na powitanie.- Ty wyglądasz jeszcze pięniej- powiedziała odwzajemniając uścisk. – Nie wcale nie, to tu jesteś tu najpiękniejsza, a widziałaś Victoriie i Hannha, grr- wydała z siebie dziwny dziwęk przypominający warczenie. Nagle salę wypełinły gromkie brawa, przemowa się skończyła. Ludzie zaczeli się rozchodzić, jedni poszli do bufetu z przekąskami, inni zaczeli tańczyć w rytmie spokojnej muzyki. W tłumie dostrzegłam ciocie Rosalie i wujka Emmetta. Ciocia miała na sobie piękną czerwoną suknię do ziemi, jej suknia pasowało do krawatu wujka. Kiedy mnie zobaczyli pomachali i wrócili do tańca. Kiedy Cassie zobaczyła, że macham do nich, jej oczy się powiększyły. –Kto to?- zapytała wskazując na moją ciocię. –To moja ciocia i wujek. Rosalie Hale i Emmet Cullen-
Postanowiłyśmy wyjść. Na dworze stały dmuchane atrakcje i konkursy. Było tam już wiele dzieci. Całe miejsce oświetlały lampiony i latarnie. Dostrzegłam też ognisko i kiełbaski. Przy stoisku z balonami wodnymi dostrzegłam kolejne znajome mi osoby. Wujek Jasper rzucał w twarz papierowego klauna a ciocia Alice mu dopingowała. Dobrze wiedziałam, że wujek udaje, jakby chciał, to mógł by trawić klauna w twarz dopóki nie skończą sie balony z wodą. Ale tu chodziło o pozory.
Ciocia Alice miała na sobie krótką białą sukienkę przed kolano. Sukienka miała złote zdobienia na tłowiu, a ciocia wyglądała w niej jak elf. Wujek miał na sobie czasny smoking ze złotym krawatem. Usłyszałam pisk cioci, wujek właśnie wygrał ogromnego białego miśa. Ciocia przyjeła premię i podarowała ją małej dziewczynce w szrafroku, która stała za nimi w kolejca. Na twarzy dziewczynki zawitał uśmiech. Ciocia mnie zobaczyła i pomachala –Cześc Renesmee- powiedziała i odwróciła się do wujka. Cassie patrzyła się na mnie zdezorjentowana, -Kolejna ciocia i wujek- powiedziałam.
Kolejnym przystankiem był dmuchany zamek ze ślizgawką. Już był przepełniony przez dzieci, goście i pacjenci bawli się wspólnie na wielkiej dmuchanej konstrókcji. W kolejce na ślizgawke dostrzegłam Victorie i Hannah. Cassie miała racje, obie wyglądały ślicznie. Miały takie same sukienki, dzięki czemu chyba chciały uchodzić za bliźniaczki. Ich sukienki były fioletowe z żółtymi kwiatami. Cassie i ja szybko się schowałyśmy za najbliszszym namiotem, nie miałyśmy zbytnio ochoty na konforntacje. Niestety dziewczyny chyba nas zobaczyły, bo zaczyły spoglądać w naszą stronę i szeptać między sobą.
Nagle zobaczylam znajomą twarz. Z potarganymi włosami i okularami z dużymi czarnimi oprawkami, asystent dziadka Nate, dmuchał balony. Asystent dziadka to młody starzysta który mieszka w Eatonwille zaledwie od kilku tygodni. Jest wysoki i szczupły, ale kiedy ratuje życia zmienia się w supermena, przynajmniej tak mówi dziadek. Podeszłyśmy do stażysty. Był ubrany w swój normalny unimorm, niebieskie spodnie i t-shirt, kieszenie w jego białym fraku były wypełnione kolorowymi balonami które miały być napompowane tego wieczora.
– Cześć Renesmee, kim jest twoja przyjaciółka?- jego angielski akcent sprawił, że obie z Cassie zarómieniłyśmy się. Nate zauważyl nasze czerwone policzki i uśmiechnął się szeroko. –Hei Nate, to Cassie Eliot- powiedziałam i wskazałam na Cassie. ­­-Cassie jak już wiesz, to Nate Green- powiedziałam wskazując na Nate’a. –To ty jesteś tą sławną Cassie Eilot, Renesmee dużo mi o tobie opowiadała, sama pani Cullen dopilnowała by twoja rodzina była na liście gości- powiedział i wyjął żółty, nienapompowany balonki z kieszeni fraku. Napompował bolon który przybrał podłużną formę. –Przedstawiam wam, węża­- powiedział i trzymając przed nami dlugie napompowane zwierze bez oczu, bądź czegokolwiek co mogło je bardziej upodabniać do jakiegokolwieg węża. –Nie potrawisz zrobić psa?- zapytałam między chichotami. –Umiem, tylko że ostatni bardziej przypominał żyrafe, a kilka poprzednich pękło zanim dostało wszystkie nogi, ale węże też są fajne nie?-  podziwiał balon w swojej ręce.
-Oczywiście, że są, chociaż ja osobiście wole, pumy- usłyszałam głos za mną. Kiedy się odwróciłam zobaczyłąm blondwłosą piękność z równie złotymi oczami... 
***
A więc jak myślicie? Wyszłam z wprawy? Mam problemy z weną i mam nadzieję że blokada zniknie. Poza tym strasznie się za wami stęskniłam i przepraszam z nieobecność, obiecuje że spróbuje wrócić do pisania! Kocham was (Jeśli jeszcze tam jesteście)
Buziaki


-złotooka 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 21


Witajcie kochani!!
Zapraszam:
***
Z punktu widzenia Nessie:
Lekcja angielskiego trwała i trwała. Co chwile spoglądałam na zegarek. W pół do dwunastej. Za dwadzieścia. Za dzieśęć. O dwunastej babcia Esme miała przyjechać po mnie i Cassie. Miałyśmy pomóc jej w ozdabianiu sali na wieczór. Ja tak naprawdę na dobrą sprawę mogłabym zostać w szkole, ale wiedziałam, że Cassie nie chciałą siedzieć za szkolną ławką więcej niż musiała, dlatego bardzo się ucieszyła kiedy powiedziałam jej o dziszejszych planach i o tym, że też jest zaproszona. Babcia Esme powiedziała, że zna jej dziadków i słyszała o problemach Cassie w szkole, dlatego była bardzo dumna kiedy powiedziałam jej o mojej znajomości z Cassie. Babcie wysłała im też zaproszenie. Bal dobroczynny był coroczną tradycją w Eatonville i tylko ci którzy mogli zaoferować większe sumy byli zapraszani. Cassie przez pół godziny opowiadała mi reakcji swoich dziadków, kiedy zobaczyli srebną kopertę z zaproszeniem pośród stert reklam i rachunków, pewnego popołudnia przed drzwiami.
Nagle usłyszałam szepty Hannah’y i Victorii z ławki przed nami. Rozmawiali o tym co wszyscy w Eatonville podczas ostatnich dwóch tygodni. O Balu. –Moja mama jest w komitecie- powiedziała dumnie Victoria i podniosła podbrudek wyżej, pokazując jak bardzo jest ważna.     –Moja też, specialnie pilnuje żeby podali dobrze przyżądzone jedzenie- powiedziałą Hannah, naśladując Victorie, jej podbrudek też powędrował ku górze. –Słyszałąś, że w tym roku w komitecie jest ktoś nowy?- Hannah schyliła się nad ławką żeby nauczycielka nie zobaczyła, że rozmawiają. Victorie też się pochyliła. –Pewnie, że słyszałam. To żona tego nowego lekarza, doktora Cullen’a. Są bogaci i piękni. Perfekcyjna partia, wreście jacyś pożądni ludzie. Mama próbuje się do nich zbliżyć. Muszą być po naszej stronie, nie wiem co to znaczy, ale skoro mama mówi, że to jest ważne, to znaczy, że jest!- kiedy Victorie zakończyła swój monolog, któsi zapukał cicho do drzwi.
Ja i Cassie szybko spojrzałyśmy na siebie z uśmiechmi na twarzach, ponieważ obie dobrze wiedziałyśmy kto stoi za drzwiami. –Proszę- powiedziała nauczycielka odchodząc od tablicy. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła niska brunetka. Victoria i Hannah siedziały tuż przy drzwiach. –Dzień Dobry pani Cullen- powiedziły równo jakby ćwiczyły nad tą linijką przez kilka dni. –Dzień dobry dziewczynki- odpowiedziała kobieta z uśmiechem. –Jak tam przygotowania do balu? Już nie możemy się doczekać!- powiedziała z uśmiechem Hannah do pani Cullen. –Idą wspaniale, właśnie dlatego tu przyszłam, miałam odebrać wcześniej moje dwie pomocniczki- powiedziała zwracając się tym razem również do nauczycielki. Twarzye Victorii i Hannah’y jeszcze bardzie się rozświetliły. Zapewne myślały, że to one mają pomóc w przygotowanich.
-Ah tak- powiedziała nauczycielka po chwili namyslu –Cassie i Renesmee, tak?-. Uśmiechy na twarzach dziewczyn przy ławce przede mną zgasły. –A pani to kto?- nauczycielka niepewnie zapytała. Wszystkie oczy w pokoju były skierowane w stronę pani Cullen. –Esme Cullen- brunetka podeszła do nauczycielki z wyciągniętą ręką. –Babcia Renesmee- powiedziała kiedy ręce kobiet spotkały się w uścisku. Trudno powiedzieć czy to przez szokującą informację czy przez temperature ciała pani Cullen, nauczycielka dostała drgawek. Tak czy inaczej dojrzałam gęsią skorkę na jej przedramieniu. Usłyszałam, że Victoria wstrzymuje oddech i, że szczęka Hannah’y opada.
Ja i Cassie wstałyśmy z naszych miejsc i już spakowane podeszłyśmy do mojej babci. Złapałam ją za rękę i we trójkę wyszłyśmy z klasy. W holu było pusto, lekcje jeszcze trwały. Jak dotaryśmy do głównych drzwi babcia się do nas odwróciła i powiedziała. –Chodzicie dziewczynki, twój dziadek czeka Nessie- powiedziała z uśmiechem.
***
Buziaki
-złotooka 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 20


 Witajcie kochani!!
Tak, jestem spowrotem! Tak, wiem że długo mnie nie było! Tak, niestety mialam problemy z kompem! I tak, jest nn! Notka jest krotka, ale mam nadzieje że już dziś będzie następna! Udało mi się czytać wasze komętarze przez telefon i muszę powiedzieć, że bardzo mnie wspieraliście, nie marudziliście i za to was kocham!! Zapraszam:
***
Z punktu widzenia Belli:
Stopniowo kolor twarzy Mark’a stawał się jaśniejszy i jaśniejszy. Niestety jego dłonie nadal były boleśnie ściśnięte. Chciałam go obejść i dostać się do drzwi, ale Mark na dodatek zogrodził mi drogę. Oparł swoje ramię o furtynę, w taki sposób, że zasłaniał swoim ciałem niemal całe drzwi. –Co znowu?- zapytałam. Przez dobrą chwilę Mark się do mnie nie odzywał, patrzył się na mnie tylko, tym swoim intęsywnym wzrokiem.                          –Zastanawiam się poprostu w co grasz- powiedział i westchnął.                     –Przepraszam?- o co mu chodziło, czy on sądzi, że nienawidze go i ignoruje tak dla zabawy? –Nie udawaj głupiej- powiedział tylko z pretęsją w głosie. –Nie musisz tego robić wiesz­-. Patrzyłam się na niego jak wryta, o co mu chodzi. Nagle mnie olśniło. –Mark ja nie szukam letniej przygody, uwierz mi, mam dość przygód jak na jedno życie, chcem znaleść dobrego ojca dla mojej córki, a oboje wiemy, że ty temu nie podołasz-. Mark patrzył się na mnie a jego ręka opdała w dół.
Kiedy wreszcie wyszłam z zaplecza, zobaczyłam jak Anna i Nicol szeptały do siebie za kasą, kiedy Edward i Nessie czekali przy drzwiach. Spojrzałam tylko przelotnie na moje koleżanki posyłając im uśmiech i wyszłam ze sklepu z moją córką i jej ojcem. –Ten gość mnie iryjtuje- powiedział Edward w drodze do auta. Nessie była kilka metrów przed nami ze swoją nową mp3 w ręce. Jej nowy otwarzacz muzyki miał być jednym z zaległych prezętów urodzinowych od Edwarda. A nowa książka po jej pachą jednym z zaległych prezętów gwiazdkowych. –Taa, Mark, potrafi być irytujący- Edward tylko spojrzał na mnie z kpiną na twarzy. – Mike Newton to przy nim amator­- powiedział, nagle łapiąc mnie za dłoń. Czyłam się dziwnie... normalnie. –Mała poprawka Edwardzie, Mark jest rozpuszczonym jedynakiem a Mike był poprostu zauroczonym licealistą- Edward tylko zachichotał.
Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwrociłam się, a za plecami zobaczyłam zasapaną Nicol z kawałkiem materiału w ręku. –Twój szalik- powiedziała zadyszana, podając mi moją chustę w kwiaty. Uśmiechnełam się do niej dziękując. –Hmm, Bello- powiedziała Nicol kiedy chciałam już iść dalej z Edwardem. –Mark pyta się co z jego ofertą-. Węstchnełam. To była bardzo niezręczna sytuacja, a to, że Edward stoi koło mnie i wiem dokładnie o jaką ofertę chodzi, też nie dawało mi odwagi. –Powiedz mu... mm... że już tak jakby mam rantkę na ten wieczór- Nicol uśmiechneła się promiennie kiwając głową. – Ok, tak mu powiem- powiedziała i  zaczeła iśc zpowrotem w stronę skelpu. Ja i Edward też ruszyliśmy w stronę auta. Kilka sekund później ponownie usłyszałąm głos Nicol. –Ah, Bello jeszcze jedno- odwróciłam się ponownie i zobaczyłam moją koleżankę stojącom kilka metrów od nas. –Dobrym pomysłem byłoby nie pokazywać sie jutro w pracy, wiesz tak na wszelki wypadek- zaśmiałam się, ale odpowiedziałam. –Dzięki kochana, jak co hmm... wymyśl jakiąś historyjke-  powiedziałam i puściłam do niej perskie oczko.
W samochodzie dopadł mnie Edward. –To co, to ja jestem tą jakby rantką?- zapytał z łobuziarskim uśmiechem na twarzy. –Tak, tak jakby- powiedziałam i spojrzałam w dół. Jak bym była człowiekiem moje policzki były rówie czerwone co twarz Marka kilka minut wcześniej.
***
W bliskiej (mam nadzieje) przyszłości pojawi się rozdział 22 (czyli bal) i będzie on podzielony na trzy części każda część będzie z punktu widzenia innej osoby , co o tym sądzicie? Muszę też powiedzieć, że ostatni nie czytam blogów, próbuje kontętrować się na pisanó i na szkole. Mam nadzieje, że zrozumiecie :)

Buziaki
-złotooka

 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 19


Witajcie kochani!! Obiecałam więc jestem!! NN jest już zaczęta i mam nadzieje, że będe miała czas żeby wystawić ją w poniedziałek. Nie będe już owijać w bawełnę, zapraszam:
*** 

Z punktu widzenia Belli:
Mark przez resztę dnia się do mnie nie odzywał. Wyglądał na trochę zawiedzionego, pewnie myślał, że odrazu zgodzę się pujść z nim na ten bal. Kiedy szłam do jego biura po nowe zamówienie, podał mi tylko mały biały świstek papieru nawet nie patrząc mi w oczy. Pewinie myślał, że bawię się w niedostępną, dlatego sam zaczął mnie ignorować. Szczerze mówiąc mi to pasowałą, ale czułam się dziwnie kiedy rozglądałam się po sklepe i nie spotykałam wzroku Mark’a wpatrującego się we mnie, albo kiedy rozwieszałam nowy towar a mój adorator mnie wogóle nie pochwalał, co były kompletnie nie w jego stylu.
Powoli dochodziła druga, potem trzecia, a w pół do czwartej usłyszałam warkot szilnika, w tej samej chwili za oknem przejerzdżało srebrne volvo. Nicol podeszła do mnie z kartonem zawierającym nowe odrzywki do włosów, miała je poukładać na półkach przy kasie zanim pójdzie do domu. Bez słowa połorzyła karton przy kasie koło mnie i zaczeła układać turkusowe butelaczki na półki. Nagle z zaplecza wyszedł Mark, a ja szybko złapałam za dwie turkusowe buteleczki i zaczełam pomagać Nicol. Musiałam się czymś zająć, miałam tylko nadzieję, że Mark nie będzie się mnie czepiał jak będe zajęta. Nicol spojrzała na mnie zdziwiona, ale ustąpiła mi miejsce i dopóściła do półki. Potem jej wzrok powędrował na jej kuzyna który był widocznie, bardzo zajęty szukaniem czegoś za kasę. Następnie jej wzrok ponownie spoczął na mnie a jej usta bezgłośnie wypowiedziały jedno słowo –Bal?- spojrzała na mnie pytająco a ja tylko kiwnełam głową. Nicol od razu domyśliła co się święci bo tylko spojrzała kpiąco na Mark’a i pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
W tej samej chwili drzwi sklepu się otworzyły, a w nich nie stał nik inni jak Edward z Nessie przy boku. Od razu doszło do mnie ich podobięstwo, te same miedziane włosy, te same rysy twarzy. Usłyszałam, że Nicol wstrzymała oddech, a jedna buteleczka odżywki (prawdopodobnie ta która aktualnie była w jej ręce) odbiła się z chukiem o posackę. Mark też wstrzymał oddech, ale to chyba bardziej ze złości niż z oczarowania jak Nicol.
Nessie podbiegła do mnie z uśmiechem na twarzy, a ja odrazu wziełam ją na ręce –Zrobiliśmy z tatą zakupy- powiedziała dzięcznym głosikiem. Zalała mnie fala szoku, nie byliśmy nawet razem z Edwardem, a moja mała córeczka nazywa go tatą na oczach mojego szefa który chce mieć mnie na wyłączność, sapanie Mark’a za moimi plecami też nie wróżyło niczego dobrego. Jakby było mi potrzebne nestępne ględzenia na tema facetów od mojego szefa, przypomniał mi się dzień kiedy Jacob po mnie przyjechał a Mark urządził mi pogaduszkę na tema facetów na zapleczu. Jednak wszystkie myśli opuściły moją głowę kiedy dostrzegłam zblirzającego się Edwarda. Teraz tym bardziej nie chciałam, żeby Mark zobaczył mnie w stanie zauroczenia. Dlatego położyłam buteleczkę z odrzywką na półkę –Tylko wezmę swoje rzeczy- powiedziałam do Edwarda i pobiegłam w głąb sklepu.
Otworzyłam dwrzi do osobnego pokoju i porwałam w objęcia kurtkę i torbę, wszystko z nadzieją, że Mark właśnie nie zmierza w moim kierunku. Jednak moje nadzieje poszły na marne w tym samym w którym Mark otworzył drzwi zaplecza. Kolor jego twarzy nie dorastał do stóp dorosłemu pomidorowi, a jego dłonie były ściśnięte w pięści. Z chwilę wybuchnie, albo rzuci się na mnie z pięściami. Tak czy inaczej, dobrz się to nie skończy.

***
Dziękuje za wszystkie komętarze, niestety nie będę mogła wysyłać powiadomień o nn, ponieważ tyle was jest, że nie mam poprostu czas, wiem że to utrudnia sprawę, ale mam nadzieje że mnie nie opuściće!!

Buziaki
-złotooka

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 18


Witajcie kochani!! Wiem że dodaje nn bardzo późno ale mój tydzien był bardzo upierdliwy, na dodatek nie było internetu który wrócił do dopiero wczoraj, ale że wczoraj był tłusty czwartek, cały dzień robiłam pączki. Za to mam dla was niespodziankę, brak internetu sprawił że zmusiłam się do pisania i uwaga... moja wena jest spowrotem!!! NN na poniedziałek jest prawie gotowa dlatego będzie w poniedziałek.
Zaprszam do czytania:
***
Z punktu widzenia Belli:
Poniedziałek zaczął się bez większych rewelacji. Wróciłyśmy do domu w niedziele wieczór, Nessie była bardzo wyczrpana, za dużo rewelacji jak na jeden weeken, powiedziała i poszła spać. Nowy tydzień nie miał być inny od poprzedniego, no może obrócz kilku szczegółów. Po pierwsze przez weekend Nessie zyskała ojca, babcie, dzidka, dwójkę cioci i wujków, po drugie jej tata miał po nią przyjechać do szkoły i przy okazji zabrać mnie z pracy. Tak naprawdę nie chciałam żeby pokazywał się w City Fashion, nie potrzebowałam kolejnych zaczepek poirytowanego Mark’a któremu nie przpypadało do gustu to, że codziennie jakiś inny mężczyzna przyjerzdża po mnie po pracy. Niestety Edward nalegał, a na dodatek Nessie wbiła sobie do głowy, że jesteśmy jedną wielką szczęśliwą rodziną nawet jeśli ja i Edward nie mieliśmy czasu żeby obgadać stosunki między nami.
Doszłam do City Fashion. Była już o pół godziny spóźniona, Nessie kategorycznie zabroniła mi iść do pracy w mojej koszuli w kratke, dlatego nie pozwoliła mi iść zanim się nie przebrałam, cud, że sama nie spóźniła się na autobus. Dosłyszałam cztery bicia serc, czyli wszyscy już są. Otworzyłam drzwi i od razu doszły do mnie rytmiczne piosęki z lat 60. Poszłam na zaplecze i odłożyłam swoje rzeczy. Widocznie wszystkie dziewczyny były w magazynie, bo dosłyszałam tylko łomot serca zza drzwi po mojej lewej stronie, drzwi do biura Mark’a. No cóż i tak muszę wiedzieć jaki jest plan dnia, dlatego zapukałam lekko i uchyliłam drzwi.
Mark jak zwykle wyluzowany, siedział przy biurku i wypełniał jakieś papierki. Jak tylko zabaczył mnie w progu, wastał zza biurka i oparł się luzacko o plecy swojego fotela. –Jednak się pojawiłaś, a już się bałem się, że będę musiał znaleść zastępstwo dla mojej ulubionej pracownicy- uśmiechnął się łobuziarsko. –Myślałam, że odgrywasz rolę prześladowcy tak dobrze, że doszłeś do tego, że mam córkę w wieku szkolnym która też musi gdzieś rano zdążyć- Mark się zaśmiał, ale moja mina została bez zmian, nadal patrzyłam się na niego ladowatym wzrokiem. –Prześladowca to przesadzone słowo- powiedział Mark, na jego twarzy wciąż widniał uśmiech. –Skoro tak sądzisz nie będę się sprzeczać, w końcu, jak zapewnie wiesz, mój portfel zaczyna świecić pustkami, a potrzebuje funduszy ponieważ, co napewno jest ci wiadome, moja córka chodzi na lekcje piania, co nie jest takie tanie. Muszę też pokryć normalne potrzeby jak rachunki i jedzenie oraz, co zapewne wiesz już nie od dziś, normalne potrzeby jak ubrania, przybory kostmetycznie oraz w przypatku Nessie rzeczy potrzebne do szkoły, ale jak mówię masz racje nie jesteś prześladowcą- Mark wyczół sarkazm w moim głosie i skrzyrzował ręce na piersi. –Jesteś prawdziwą królową sarkazmu, Bello, ciekawe czy to wrodzony talent- teraz Mark przejął pałeczkę. – Nie wszyscy jesteśmy wychowani na wścipskich podglądaczy Mark, inni muszę przetrwać na tym świecie dzięki zaletami, niektórzy mają wdzięk (pomyślałam o Alice) inni piękno (wtedy pomyślałam o Rosalie), a inni, jak na przykład ja, muszą iść przez życie za pomocą ciętego języka- Mark patrzył się tylko na mnie  jakby mnie widział po raz pierwszy. Pewnie mój cięty język go zdziwił, bowiem tylko niektórzy mają zaszczyt dowiedzieć, że on wogóle istniej.
Nastała cisza. Mark patrzył się na mnie intęsywnym wzrokiem, a w jego oczach pojawiał się powoli ogień. –Dziewczyny są w magazynie, idzi do nich i pomóż, potem otworzycie sklep-, Mark usiadł spowrotem na fotelu i nachylił się na biurkiem, które było całkowicie przysłonięte różnimi kartkami i notesami. Właśnie chcaiałam wyjść kiedy ponownie usłyszałam głos Mark’a. Nawet nie otwróciłam się twarzą do niego, tylko zatrzymałam się z załorzonymi rękami i usłyszałam za plecami jego głos ­­-Ach Bello, prawie zapomniałem, jutro jest ten bal w szpitalu, wiesz ten na zbiurkę pieniędzy dla małych pacjętów, więc jeśli się tam wybierasz to daj mi znać- no tak Mark nie da za wygraną dopóki się z nim nie umówie. Wyszłam tylko z biura nadal się nie odwracająć. Kiedy wyszłam na sklep dopadła mnie myśl. Słyszałąm jak Carlisle mówił coś o tym balu, że to Esme była jedną z organizatorek. Powiedział też żebym zabrała Nessie, oczywiśće jeśli chcę. Zapewne myślał, że będę dobrą rantką dla Edwarda. Nie wiedziałam co zrobić, nawet jeśli wiedziałam, że już dokonałam wyboru.
***
Wiem że niktórz skrżą się że nie czytam waszych blogów, ale prawda jest taka że ostatnie nie czytam wogóle żadnych blogów, brak mi czasu i siły, bardzo przepraszam!!! Spróbuje się poprawić :)
Buziaki
-złotooka

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 17


 Witajcie robaczki!!! Jestem spowrotem!!! Rozdział niestety trochę krótki bo weny u mnie jak nie było tak nie ma. Nie wiem też co będzie z nowym blogiem bo ledwo co mam czas żeby dodawać nn tutaj a co dopiero na inny blogu, może odłoże sobie ten pomysł na chwilę na bok?? Wiem też że zaniedbywałąm wasze blogi, wiem że wogule nie komętuje. Wielu z was (okej chyba wszyscy) pytali się czy jak zacznę z nowym blogiem to czy mam zamiar zawiesić ten, ale spokojnie, nawet do głowy by mi to nie przyszło, za bardzo was kocham i chyba serce by mi pękło gdybym musiała was zawieść (aż łezka poleciała), nie będe już bełkotać, zapraszam:
***
Spędziłiśmy u Cullen’ów reszte weekendu. W niedziele odwiedziły nas nawet wilki z La Push i bardzo dobrze dogadały się z dokterem i jego rodziną. Niestety Rosalie nawet nie chciała słyszeć o ich przybyciu, a co dobiero być w jedny pokoju w towarzystwie jednego z członków sfory. Dlatego jak tylko usłyszała, że mają się zjawić, wybełkotała tylko coś o śmierdzoncych kundlach i tyle było ją widać. Edward też nie był zadowolony kiedy dowiedział się o relacjach Renesmee-Jacob. Na szczęście nie było tak źle, ich tolerancja kończyła się na przebywaniu w jednym pomieszczeniu i wymienianiu kilku słow bez rzucanie się sobie do gardeł.
Renesmee też świetnie czuła się w towarzystwie Cullen’ów. W jakiś sposób zaczeła mówić do Edwarda tato, zdziwiłam się z racji tego, że nikt jej nie powiedział tego, że Edward naprawde jest jej ojcem. Postanowiłam nie wnikać. Widocznie moja córka rozumała więcej niż się spodziewałam.
Natalie się nie pokazała. Wszyscy wiedzieli co się dzieje, ale nikt nie odważył się powiedzieć tego na głos. Dopiero w niedzielne popołudnie, kiedy waza pełna kwiatów skomponowana przez Alice udeżyła parkiet w salonie z wielkim hukiem. Wszyscy na to czekali, i się doczekali. Wizja Alice przedstawiała młodą blondynkę chowającą się przed wschodzącym słońcem. Stałą w cieniu wielkiego budynku z wieżą zegarową, a kiedy zegar wybił dwunastą, drzwi przy których stała blondynk, otworzyły się. Z budynku wyszedł wielki, ciemnowłosy wampir. –Wyprałaś niebezpieczną porę na odwiedziny- powiedział z pół uśmieszkiem na twarzy. –Jeden promień słońca... i już miałabyś na sobie wyrok śmierci... a szkoda takiej pięknej buzi-, złapał podbrudek blondwłosej i podniusł jej twarz do góry. – Zabieraj łąpy Felix, przyszłam tutaj żeby porozmawaić z Arem, a nie na rantkę w ciemno- sykneła z ironią w głosie i odepchneła jego renkę. – A teraz prować do podziemi, bo szkoda mi zabić pupilka Wielkiej Trójcy-. Na twarzy Felix’a pojawił się grymas a jego ręka powędrowała ponownie do twarzy blondynki. Jej podbródek został ponownie ściśnięty, ale tym razem ze znacznie większą siłą –Uwarzaj- rzekł ostrzegawczo Felix –bo twoja buzia już nie będzie taka piękna jeszcze jedno słowo...- nagle za jego placami pojawił się nowy głos, nie pozwalając skończyć swoje groźby (albo jak kto woli niedoszłej próby mordu) –Felix-, zza pleców osiłka wyłoniła się mała, ciemno ubrana postać. Jej brązowe włosy były związane w ciasny kok, a jej oczy błyszczały niezdrowym, szkarłatym blaskiem.
Co dziwne, mała istotka nie mogła mieć (fizycznie) więcej niż 12 lat, a wielki osiłek się jej przestraszył. Odrazu puścił blondynkę i cofnoł się robiąc miejsce dla nowo przybyłej, szkarłatnookiej dziewczynki. –Jane- (w książkach Jane ma brązowe włosy) powiedziała blondynka z lekką radością w głosie i skineła głowę z wyrazem szacunku. –Natalie- powiedziała brunetka, -Co cię do nas sprowadza, czyżby twój nowy klan nie spełniał twojch oczekiwań- blondynka pokręciła lekko głową z małym uśmieszkem na twarzy, -Mam sprawę do Aro, może ty wskarzesz drogę do podziemi, bo twój kolego nie okazał się równie pomocny jak oczekiwałam-. Jane odwróciła się i znikneła w ciemnościach korytarza, blondynka podążyła za nią. Kiedy poszły Felix prychnoł i zamkął jednym ruchem ciężkie drewniane drzwi.
***
Okej ludzie teraz potrzebuje pomysłów, co dalej?? Macie jakieś?? Jeśli tak to wyślijcie mi e-mail i nie piszcie w komętarzach bo wtedy wszyscy będą wiedzieli co dalej!!
Co do nn to nie wiem. Do szkoły muszę zrobić kilka projektów, moja sunia chyba będzie miała małe i na dodatek szukam pracy więc prosze o pomoc!!
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Nowy blog??



Witajcie po przerwie kochani!!! Ostatnio wielie się działo więc nie miałąm ani czasu ani inspiracji do nowego rozdziału. Ale spokojnie, nie zostawie was bez lektury na kolejny tydzień. Nie dawno słyszałam piękną piosenkę (link znajdziecie na dole) i wróciła mi wena, ale do kompletnie innego opowiadania!!! Wszystko wymyśliłam sama i tak myślałam, może zrobić nowego bloga??
Jeśli spodoba wam się to co napisałam dajcie zanć i muszę poinformować, że to jest tylko część prologa!!
***
Amare. Czyli po łacinie miłość. To moje imię. Wypowiadane codziennie przez wielu ludzi. W wilelu językach. Na wiele sposobów. Na pytanie kim jestem, nie ma odpowiedzi. Mogę przybierać wiele form i krztałtów. Mogę wyglądać jak twój najpiękniejszy sen, i twój najstraszniejszy koszmar. Niektórzy mówią, że jestem darem z niebios, inni, że jestem największym przekleństwem. Mam tylko jedno zadanie. Dawać miłość. Lecz to zadanie nie jest proste. Boweim ludzie bywają kapryśni, i tylko niektórzy szukają tej prawdziwej miłości. Tej jedynej. A ci którzy jej nie szkuają, błądzą. Jak małe dzieci w mgle. I tu pojawiam się ja. Kupidyn. Moim zadanie jest wybrowadzić ich z tego labiryntu. Pokazać światło w tunelu.
Obskurna dzielnica Chicago toneła w mroku. Szczury wychodziły z mokrych kanałów na brukowe uliczki. Po nocach ulice były pełne tych gryzoni. Węszyły, szukały, noc w noc. Ale młodej parze przy ścianie starej obyszczonej fabryki wogóle to nie przeszkadzało. Ich usta były złączone w namiętnym pocałunku, byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Westchnełam w duchu. Nikt mnie nigdy nie zauważa. –Kupidyni mają dawać miłość, nie ją przyciągać. Czy broń Boże zabierać. Nie będziesz niewidzialna, ale też nikt nie zwróci na ciebie uwagi- słyszałam w głowie głos Archanioła, mojego przełożonego, szefa, nazywam go jak mi się podoba. I tak mnie nie słyszy. Stałam na rogu budynku na przeciwko, podziwiałam zakochanych z bezpiecznej odległości. Przytuliłam się do ściany obok mnie żeby napewno nie zostać zauważoną. Mokra ściana pod moimi palcami przyprawiała mnie o drgawki, ale moja uwaga była kompletnie poświęcona parze po drugiej stronie ulicy. To dzięki mnie wtedy tam stali. To ja przed kilkoma chwilami trafiłam męrzczyznę moją strzałą. Tak jak wielu innych ludzi tej nocy.
Na przykład młodego bruneta w metrze, albo wesołą blondynkę wracającą z klubu. Oboje znaleźli miłość tej nocy... dzięki mnie. Lecz ja nie czułam się szczęśliwa. Co dziwne czułam wielki smutek. Dlaczego ja nie mogę się zakochać? Dlaczego i ja nie mogę być taka szczęśliwa? To przez przekleństwo Archanioła. Ponieważ kiedy pierwsi Kupiduni zeszli na Ziemię, ich piękno poraziło ludzi. Więc zamist dawć miłość, Kupidyni ją nieumyślnie zabierali, a ludzie byli oślepieni i przyciągani przez nasze piękno. Kłócili się o nas. Wtedy Archanioł stworzył przekleństwo:
Nikt cię nie ujrz, nikt cię nie zobaczy,
nikt o tobie nie zamarzy.
Miłość masz dawać po wszystkie wieki,
pokonywać niepewność i lęki.
Łącz ludzi a nie rozdzielaj,
miłość dawaj a nie odbieraj

To kara za nasze piękno. Normalnie Kupidyni nie robią dużej sprawy z przekleństwa, -Miłość jest dla ludzi Amare, nie dla nas, to dzięki nam oni kochają, powinnaś się z tego cieszyć!- tak wszyszcy mówią, jakby nie byli w stanie kochać.

Ukochani których oglądałm poszli. Znikneli za rogiem trzymając się za ręce.  Z daleka słyszałm dziwięczny śmiech dziewczyny, po jakimś czasie i on zniknął w ciemnościach Chicago.
***
Tutaj znajdziećie wideo i piosenkę (i wideo i piosenka były inspiracją), nie wiem kiedy będzie nn ale mam nadzieje że uda mi się ją napisać w następny tygodni. 
Buziaki
-złotooka