Witajcie kochani!! Wiem że dodaje nn bardzo późno ale mój tydzien był bardzo upierdliwy, na dodatek nie było internetu który wrócił do dopiero wczoraj, ale że wczoraj był tłusty czwartek, cały dzień robiłam pączki. Za to mam dla was niespodziankę, brak internetu sprawił że zmusiłam się do pisania i uwaga... moja wena jest spowrotem!!! NN na poniedziałek jest prawie gotowa dlatego będzie w poniedziałek.
Zaprszam do czytania:
***
Z punktu widzenia Belli:
Poniedziałek zaczął się bez większych rewelacji. Wróciłyśmy do domu w
niedziele wieczór, Nessie była bardzo wyczrpana, za dużo rewelacji jak na jeden
weeken, powiedziała i poszła spać. Nowy tydzień nie miał być inny od
poprzedniego, no może obrócz kilku szczegółów. Po pierwsze przez weekend Nessie
zyskała ojca, babcie, dzidka, dwójkę cioci i wujków, po drugie jej tata miał po
nią przyjechać do szkoły i przy okazji zabrać mnie z pracy. Tak naprawdę nie
chciałam żeby pokazywał się w City Fashion, nie potrzebowałam kolejnych
zaczepek poirytowanego Mark’a któremu nie przpypadało do gustu to, że
codziennie jakiś inny mężczyzna przyjerzdża po mnie po pracy. Niestety Edward
nalegał, a na dodatek Nessie wbiła sobie do głowy, że jesteśmy jedną wielką
szczęśliwą rodziną nawet jeśli ja i Edward nie mieliśmy czasu żeby obgadać
stosunki między nami.
Doszłam do City Fashion. Była już o pół godziny spóźniona, Nessie
kategorycznie zabroniła mi iść do pracy w mojej koszuli w kratke, dlatego nie
pozwoliła mi iść zanim się nie przebrałam, cud, że sama nie spóźniła się na
autobus. Dosłyszałam cztery bicia serc, czyli wszyscy już są. Otworzyłam drzwi
i od razu doszły do mnie rytmiczne piosęki z lat 60. Poszłam na zaplecze i
odłożyłam swoje rzeczy. Widocznie wszystkie dziewczyny były w magazynie, bo
dosłyszałam tylko łomot serca zza drzwi po mojej lewej stronie, drzwi do biura
Mark’a. No cóż i tak muszę wiedzieć jaki jest plan dnia, dlatego zapukałam
lekko i uchyliłam drzwi.
Mark jak zwykle wyluzowany, siedział przy biurku i wypełniał jakieś
papierki. Jak tylko zabaczył mnie w progu, wastał zza biurka i oparł się
luzacko o plecy swojego fotela. –Jednak
się pojawiłaś, a już się bałem się, że będę musiał znaleść zastępstwo dla mojej
ulubionej pracownicy- uśmiechnął się łobuziarsko. –Myślałam, że odgrywasz rolę prześladowcy tak dobrze, że doszłeś do
tego, że mam córkę w wieku szkolnym która też musi gdzieś rano zdążyć- Mark
się zaśmiał, ale moja mina została bez zmian, nadal patrzyłam się na niego
ladowatym wzrokiem. –Prześladowca to
przesadzone słowo- powiedział Mark, na jego twarzy wciąż widniał uśmiech. –Skoro tak sądzisz nie będę się sprzeczać, w
końcu, jak zapewnie wiesz, mój portfel zaczyna świecić pustkami, a potrzebuje
funduszy ponieważ, co napewno jest ci wiadome, moja córka chodzi na lekcje
piania, co nie jest takie tanie. Muszę też pokryć normalne potrzeby jak
rachunki i jedzenie oraz, co zapewne wiesz już nie od dziś, normalne potrzeby
jak ubrania, przybory kostmetycznie oraz w przypatku Nessie rzeczy potrzebne do
szkoły, ale jak mówię masz racje nie jesteś prześladowcą- Mark wyczół
sarkazm w moim głosie i skrzyrzował ręce na piersi. –Jesteś prawdziwą królową sarkazmu, Bello, ciekawe czy to wrodzony
talent- teraz Mark przejął pałeczkę. –
Nie wszyscy jesteśmy wychowani na wścipskich podglądaczy Mark, inni muszę
przetrwać na tym świecie dzięki zaletami, niektórzy mają wdzięk (pomyślałam
o Alice) inni piękno (wtedy
pomyślałam o Rosalie), a inni, jak na
przykład ja, muszą iść przez życie za pomocą ciętego języka- Mark patrzył
się tylko na mnie jakby mnie widział po
raz pierwszy. Pewnie mój cięty język go zdziwił, bowiem tylko niektórzy mają
zaszczyt dowiedzieć, że on wogóle istniej.
Nastała cisza. Mark patrzył się na mnie intęsywnym wzrokiem, a w jego
oczach pojawiał się powoli ogień. –Dziewczyny
są w magazynie, idzi do nich i pomóż, potem otworzycie sklep-, Mark usiadł
spowrotem na fotelu i nachylił się na biurkiem, które było całkowicie
przysłonięte różnimi kartkami i notesami. Właśnie chcaiałam wyjść kiedy
ponownie usłyszałam głos Mark’a. Nawet nie otwróciłam się twarzą do niego,
tylko zatrzymałam się z załorzonymi rękami i usłyszałam za plecami jego głos -Ach Bello, prawie zapomniałem, jutro jest
ten bal w szpitalu, wiesz ten na zbiurkę pieniędzy dla małych pacjętów, więc
jeśli się tam wybierasz to daj mi znać- no tak Mark nie da za wygraną
dopóki się z nim nie umówie. Wyszłam tylko z biura nadal się nie odwracająć.
Kiedy wyszłam na sklep dopadła mnie myśl. Słyszałąm jak Carlisle mówił coś o
tym balu, że to Esme była jedną z organizatorek. Powiedział też żebym zabrała
Nessie, oczywiśće jeśli chcę. Zapewne myślał, że będę dobrą rantką dla Edwarda.
Nie wiedziałam co zrobić, nawet jeśli wiedziałam, że już dokonałam wyboru.
***
Wiem że niktórz skrżą się że nie czytam waszych blogów, ale prawda jest taka że ostatnie nie czytam wogóle żadnych blogów, brak mi czasu i siły, bardzo przepraszam!!! Spróbuje się poprawić :)
Buziaki
-złotooka
Ale się za Tobą stęskniłam ;*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba. Brakowało mi Marka. Pisz więcej rozdziałów z "dnia pracy Belli".
Buziaki Jazz ♥
HEJ!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! czekam na nn i zapraszam o sb: http://milosc-jest-magiczna.blogspot.com/
Marta
Mmm.. Świetny. ;)
OdpowiedzUsuńTeż tęsknię. ;d
A ja czekam na wyjaśnienie uczuć Belli i Edwarda.
Do nn ♥
Tęskniłam! Wiesz jak mi brakowało Belli i Nessie?
OdpowiedzUsuńMarka to nie lubiłam już od dawna,według mnie jest taki, trochę wścibski.
Czekam na następny rozdział. :*
Bożę, świetny rozdział, pozdrawiam i zapraszam do mnie(link zostawiam tam gdzie trzebaXD)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że bal się odbędzie i chciałabym zobaczyć, jak Mark jest zazdrosny o Bellę, gdy Edziu stanie u jej boku!
OdpowiedzUsuń