piątek, 28 września 2012

Rozdział 8



Przepraszam, że znów była długa przerwa, ale to wszystko mnie przytłacza, szkoła, nowa rutyna. Dedykuje tę notkę wam wszystkim, zapraszam: 
***
Z punktu widzenia Renesmee:
Wreszcie piątek. Dla wielu uczniów był to dzien wyczekiwany przez cały tydzień i dla mnie też, dziś miałam mieć koncert w szkole muzycznej. Siedziałam w szkolnej ławce kołó Cassie. Była ostatnia lekcja, pani Ventura tłumaczyła właśnie zadanie matematyczne, na którego przykład mieliśmy zrobić lekcje w następnym tygodniu. Cassie siedziała koło mnie i dziwnym wzrokiem wpatrywała się w tablice. Moja przyjaciółka miała dyslekcję, to dlatego wszyscy jej dokuczali. Bardzo się jąkała kiedy czytała na głos i miała trudności z ortografią. Cassie mieszkała z babcią i dziadkiem po tym jak jej rodzice zgineli w wypatku i z tego powodu że, była osierocona, trudniej było jej się zaprzyjaźnić z tutejszymi dziecim.
Nagle usłyszałem moje imię, szepty pochodziły z ławik przede mną. No tak można było się domyśleć. Victoria Spring i Hannah Golden. Dwie szóstkowe uczęnice i najlepsze przyjaciółki. Cassie mówiła że, boją się mojej konkuręcji bo mam takie same oceny i jestem tak samo perfecjna jak one. Słyszałam też że, dziadek Hannah jest dyrektorem w szkole a ojciec Viktorii jest znanym architektem więc, obie pochodzą z dobrych rodzin. Obie dziewczyny chodzą do tej samej szkoły muzycznej co ja tylko że, grają na skrzypcach.
-        One jest taka dziwna, usłyszałam szept Hannah. Wysoka jak na swój wiek ruda dziewczyna szeptała do swojej przyjaciółki.
-        Wiem, no pomyśli, jest w szkole muzycznej tylko nie cały tydzień a już ma występ, i to z starszymi uczniami, odpowiedziała krótkowłosa szatynka. Victoria.
Nie chciałem słuchać dalszej rozmowy, wczeszniej już słyszałam jak rozmawiały o Cassie i o kilku innych dziewczyne które nie są w ich gronie i, ledwo co usiedziałam na miejcu kiedy słyszałam co o nich mówią. Te dziewczyny są bardziej wredne niż myślałam. Nagle zadzwonił dzwonek, do ławki Victorii i Hannah’y podeszły jeszcze dwie dziewczyny, niska czarnowłosa Alexsi Hall i blondwłosa Lisa Winslet. Wszystkie dziewczyny tworzyły zgraną paczkę. Szypko się spakowały i wyszły z klasy śmiejąc się i gadając.
Odwróciłam się w stonę Cassie z usimiechem na ustach. Moja przyjaciółka zaczeła powoli pakować książki. Dziś miała być ze mną cały dzień. Najpierw miałyśmy jechać do mnie i zjeść obiad, a potem mama miała nas odwieść do szkoły muzycznej na próbe generalną przed wieczornym występem. Cassie będzie siedziała na widowny podczas próby i podczas występu, mówiał nawet że, na przedstawienie przyjdą jej dziadkowie.
Nagle do naszej ławki podszedł Derek Heron, ten blondyn który rozmawiał ze mną w autobusie i jego piegowaty koleszka, Noah McDermot. Teraz kiedy kolegowałam sie z Cassie, incydent z autobusu niedy się nie powtorzył, co prawda ani Derek ani Noah nie rozmawiają z Cassie ale, nadzwyczaj ją ignorują, przynajmniej już nie było potrzeby żebym broniła ją przed rzuconymi w jej stronę niegrzecznymi komętarzami. Ostatnio Derek dużo ze mną rozmawia i wogóle jest prawie cały czas koło mnie. Takie zachowanie jest słotkie ale, zawsze kiedy Derek i Noah potchodzą, to Cassie dziwnie milknie a nie chcę żeby czuła się niekonfortowo, już wiele przeżyła. 
Spakowałam pospiesznie moje rzeczy i zażuciłam torbę na ramię. Watałam z krzesła i czekałam aż Cassie się spakuje. Derek usiadł na krawędzi naszej ławik a jego piegowaty kolega ustawił się koło niego.
-        Pewnie już nie możesz się doczekać, powiedział i skrzyżował ręce na piersi. Dopier po chwili zrozumiałam że, chodzi mu o dzisiejszy koncert.
-        Tak, ale mama mówi że, wszystko będzie dobrze, powiedziałam zerkając na Cassie która akurat pakowała ostatnią książke do torby.
-        Na pewno, i wiesz co? Też będe na koncercie, chciałem jeszcze raz usłyszeć jak grasz, powiedział i na jego ustach zawitał uśmiech. Od razu oblałam się rumięcami. Nieśmiałość miałam po mamie, ona też jako człowiek zalewała się rumięcami kiedy dostawała komplemęt.
-        To miłe, powedziałam nadal zalana szkarłatem. W tym samym czasie Cassie wstała z kszesła i uśmiechneła się do mnie. Dziś rano zdradziła mi że, to pierwsz raz idzie do koleżanki po szkole, więc nic nie mogło zepsuć jej dnia.
Całą grupką wyszliśmy z klasy i w progu porzegnaliśmy się z panią Venturą. Szłam przez hol z Cassie przy boku, koło nas szli Derek i Noah i, głośno żartowali. Na korytarzu panował tłok wszyscy chcieli wrócić do domu po długim dniu nauki. Wyszłyśmy głowny wejściem i ruszyłyśmy w stronę parkingu, chłopcy podążyli za nami. Dziś miał po nas przyjechać Jacob a chłopcy zaproponowali że odprowadzą nas na parking.
Staneliśmy na pagórku przy parkingu, skąd był najlepszy widok na zaparkowane samochody. Wzrokiem szukałam samochodu Jacoba. Słyszałam jak chłopcy za mną podziwiają te lepsze auta które zaparkowały na parkingu a Cassie koło mnie tylko milczała. Na środku prawego rzędu samochodów spostrzegłam czerwonego Voldswagena Golfa mojego przyjaciela. Jacob z szerokim uśmiechem opierał się o swój czerwony i już zardzewiały wóz.
-        Jest, krzyknełam i wskazałam na mojego przyjaciela.
-        Chodżcie, powiedziałam i zaczełam biec. Bardzo się cieszyłam, nie widziałam Jacoba od kilku dni, mama mówiła że, ma obowiązki w La Push ale, widziałam niepokój w jej oczach kiedy to mówiła i byłam pewna że, to ma coś wspólnego z tą wampirzycą którą widziałyśmy kilka dni temu. Biegnąc musiałąm pilnować żeby nie bieć za szybko dlatego też bieg ciągnął się w nieskączoność. Kiedy wreście wpadłam w ramiona Jacob’a poczułam tak dobrze znane mi ciepło. Jacob okręcił mnie wokół własnej osi po czym ukucnął i znów poczułam grunt pod nogami.
-        Hej Nessie, jak tam świerza krew w szkole, zaytał cicho. Zaśmiałam się tylko, bo wiedziałąm że, to pytanie ma dwa znaczenia.
-        Cześć Jacob, odpowiedziałąm pomiędzw chichotami. Odwróciłam się do moich przyjaciół którzy dopiero do nas dobiegli. Cassie uśmiechała się niepewnie, Noah trzymał ręce w kieszeniach i uśmiechał się chytrze, a Derek był w lekkim szoku. Pewnie w roli mojego najlepszego przyjaciele wyobrarzał jakieś dziecko w swoim wieku.
Dla mnie nie było to nic dziwnego że, Jacob jest ode mnie o wiele starzy. Był ze mną odkąd pamiętam i nie mogę sobie wyobrazić życia bez niego u boku. Kiedy inne dzieci bawiły się na placu zabaw, ja biegałam po lesie. Inne dzieci miały gryzaki, ja miałam Jacob’a. Tak naprawdę bylyśmy prawie w tym samym wieku pod względem psychicznym, a za kilka lat będziemy w tym samym wieku pod względem fizycznym. Byliśmy do siebie podobni po wieloma względami. Oboje wiedzieliśmy jak to jest być tylko w połowie człowiekiem*. Byliśmy nierozłączni. Na całą wieczność.
***
*Jacob jest wilkołakiem ale może też być człowiekem
Jak wam się podoba? Bo mnie tak sobie, powiem po prostu, że mogło być lepiej. Proszę o komętarze i dziękuje, że tak mnie wspieracie, zrobiło mi się ciepło na sercu jak przeczytałąm wszystkie wasze komętarze. 
Buziaki
-złotooka

piątek, 21 września 2012

Rozdział 7


Przepraszam że, nie dodawałam przez cały tydzien ale, poprost nie miałam czasu, wiem że, to brzmi jak wymówka ale niestety to prawda. Zapraszam na notkę nr.6 i specjalnie dla was z punktu widzenia Edwarda!!:D
 ***

Z punktu widzenia Edwarda:
Eatonville małe senne miasteczko położone sto dziewięć kilometrów na południe od Seattle. 2 758 ludzi mieszkających wśród ciemnych lasów dwóch waszynktońskich parków przyrody. Tu mieliśmy zacząć od nowa. Od nowa bez zmartwień. Od nowa jako rodzina. Po dwóch latach spędzonych w Ithaca w stanie New York moja rodzina postanowiła się przeprowadzić. Esme chciała żebym, wrócił do nich po dwuletniej rozłące, wtedy jeszcze nie wiedziałem czy byłem gotowy. Nie wiedziałem czy byłem gotowy spojrzeć im w oczy w których na pewno kryła by się nadzieja i radość z powodu mojego powrotu. Jednak ja nie musiałem patrzeć w lustro żeby wiedzieć że, w moich oczach krył się ból i przedewszystkim smutek. Już dwa lata mineły odkąt opuściłem Bellę. Dwa lata męki i nie kończącego się smutku. Czasem myśle o tym co Bella robi. Czy poszła na studia? Czy ma już plany na przyszłość? Czy udało jej się znaleść miłość w postaci śmiertelnika z którym będzie mogła ułorzyć sobie życie?
Z zamyśleń obudziła mnie Alice. Moja chochlicza siostra wskoczyła na siedzenie pasażera obok mnie. Właśnie zajechałęm na podjazd nowej rezydęcji Cullenów. Nowoczesny dom z drewnianymi ścianiami wtapiał się w las. Za domem była spora polana na której mogliśmy grać w baseball a ogród Esme dodał koloru całemu otoczeniu. Dom leżał jak zwykle na odludziu ale, do centrum Eatonville mieliśmy tylko dwa lub trzy kilometry.
-        I jak ci się podoba, zapytała Alice z wielkim uśmiechem na twarzy, spoglądając na dom.
-        Ładny, odpowiedziałem bez entuzjazmu. Teraz nic nie robiło na mnie wrażenia.
-        Ładny? Tylko ładny? Wiesz ile czas Esme zajeło odreztałrowanie tego domu? Nawet nie wiesz jaka była z tego ruina jak tu przyjechalismy po raz pierwszy. Alice pokazała mi w myślach obraz starego pałacyku który stał w ruinie.
-        Jak powiem że, jest przepiękny będe wreście mógł pójść do mojego pokoju. Od rozłąki z Bellą prowadziłem życie pustelnika, grałem na pianinie tylko wtedy kiedy ból był nie do wytrzymania a kiedy byłem w towarzystwie, trzymałem się na uboczu. Cała rodzina wiedziała to nawet nie pytając.
-        Może ale, zanim pójdziesz do pokoju poznasz Natalie, zdecydowała i wyszła z auta wiedząc że, pójdę za nią.
Natalie była nowym człąkiem rodziny. Dołączyła do mojej rodziny pół roku temu kiedy ja jeszcze mieszkałem sam. Natalie nie ma dopiero piędzieśąt lat a wegetrjańską dietę stosuje od czterdziestu lat. Natalie została stworzona przez nomada o imieniu Anthony który chciał sobie stworzyć towarzeszkę. Anthony nauczył Natalie wszystkiego czego powinna wiedzieć o świecie którego stała się częśćą i oczekiwał że, Natalie zostanie z nim na zawsze. Przez pierwszą dekadę Natalie była posłuszna swojemu stwórcy ale potem zaczeła się buntować. Natalie zostałę zamieniona w wieku dziewiętnastu lat i pracowała w pomocy społecznej, była bradzo dobra dla ludzi i dlatego też nie mogła polować w tradycyjny sposób, więc odeszła od Anthony’ego. Potem Natalie usłyszała historie o Carlisle i zaczeła życie jako wampir wegetarianin. Miesiąc temu Natalie spotkała Carlisle w Ithaca i postanowiała dołączyć do nas.
Wiedziałem Natalie w myślach Alice, była średniego wzrostu z blond kręconimi włosami, oczywiszcie do urody Belli było jej daleko ale, miała swój urok. Nikt nie miał wątpilowści że, Natalie to miła osoba ale, Carlisle nie chciał ryzokować więc nie powiedział jej o Belli i że, ona wie o wampirach co według naszych praw jest zbrodnią karaną śmiercią. W wersji dla Natalie byłem na małych wakacjach. Poszedłem za Alice w stronę domu i weszliśmy do środka.
Salon był przytulny i utrzymany w ciepłych drewnianych kolorach. Berzowe i białe ściany, duże okna i białe sofy. Przy sofach stał szklany stolik a na ścianie naprzeciwko wisiał duży telewizor plazmowy. Salon był połączony z kuchnią w kolorze jasnego brązu. Wszędzie były kwiaty w wazonach i ramki ze zdjęciami naszej rodziny.
Nasza rodzina już na nas czekała. Carlisle i Esme siedzieli koło siebie na największej białej sofie, tuż koło nich siedzieli Rosalie i jak zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha Emmett. Alice podbiegła do białego fotela koło sofy za którym stał jak zawsze spokojny Jasper. Spojrzałem uważnie na moją rodzinę. Esme i Carlisle się uśmiechali, Emmett był wesoły jak nigdy a Rosalie obadarował mnie lekkim uśmiechem który napewno był szczery, Alice jak zwykle się uśmiechała a Jasper tylko uniósł kącik ust.
Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na Natalie, siedziała cicho na fotelu koło Alice lekko się uśmiechając. Jej złote oczy błysneły kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Przez chwilę wyglądała jak łowczyni na polowaniu co tłumaczyło czemu Carlisle sądził że, jak James* Natalie jest tropicielką**.
Z zamyśleń obudziła mnie Alice. Podskoczyła z fotela i podeszła do mnie.
-        Edward, to jest Natalie, powiedziała wskazując na blondynkę na fotelu.
-        Natalie, to jest mój kochany brat, Edward, powiedziała wskazując na mnie.
-        Miło mi cię wreście poznać, powiedziałem i kiwnełem lekko głową.
-        Bardzo dużo o tobie słyszałam, powiedziała Natalie nie wztawając z fotelu.
-        Miło was znów widzieć, powiedziałam odwracając się w stronę Esme i Carlisle.
Odwróciłem się w storonę schodów. Alice pokazała mi w myślach gdzie jest mój pokój. Wszłem po schodach, próbowałem nie słuchać głosów w mojej głowie, moja rodzina zasługiwała na prywatność której niestetny nie mogłęm do końca im zapewnić. Nalgle usłyszałem w głowie imię. Bella. To była Alice, znów próbowała zobaczyć przyszłość Belli. Zabroniłęm jej wtrącanie się w dalsze życie mojej ukochanej ale, Alice się nie poddawała, kochała Bella tak samo jak ja i kiedy nie mogła widzieć przyszłość Belli wyraźnie, (czyli wogóle odkąt się wyprowadziliśmy z Forks) była bardzo zaniepokojona. Alice była moją najukochaniszą siostrą i wiedziała jak tęskinie za Bellą ale, nawet kiedy kategorycznie zabroniłem jej opserwować przyszłość Belli ze względu na to że, to nie jest teraz jej interes, nie posłuchała mnie. Powiedziała mi prosto w twarz że, nie chodzi o nią tylko o mnie. To ja nie mogłem znieść widoku przyszłości mojej ukochanej w głowie mojej siostry wiedząc że, nie będe jej częścią.
Odrzuciłęm od siebie złe myśli. Teraz miałem wrócić do gry na pianinie, tylko w trochę inny sposób. Miałęm spróbować swoich sił w tutejszej szkole muzyczniej jak nowy nauczyciel, na następny dzień miałem iść na rozmowę kwalifikacyjną. Wszłem do mojego pokoju. Mój wzrok powędrował do dużego czarnego pianina. Usiadłem przy instrumęcie i zaczołem grać. Kołysanka Belli. Napisałem ją jeszcze kiedy mieszkaliśmy w Forks. Wspomnienia zaatakowały mnie z wielką siłą. Zawsze tak było kiedy grałem tę melodie i nigdy nie próbowałem ich potrzymać przed wypełnieniem każdego skrawka mojego umysłu. Czy uda mi się zapomnieć? Nie to chyba nie odpowiednie pytanie. Czy chce zapomnieć? Tego nie wiem.
***
* Mam na myśli Jamsa z pierwszej części Zmierzch
**Co sama nazwa mówi ktoś kto jest nadzwyczaj dobry w tropienu. To jest pewien rodzaj daru.
I jak tam? Bardzo źle? Przepraszam że, tak długo nie dodawałąm i nie wiem czy uda mi się dodawać nn co dwa dni.
Przepraszam za błędy, staram się znaleść jakiś słownik ortograficzny. Proszę o komętarze.
Buziaki
-złotooka

wtorek, 11 września 2012

Rozdział 6


Zapraszam wszystkich na notke nr. 6. Detykuje ten rozdział Sakurze która wspiera mnie od samego początku, kochan to dla ciebie:
***
Z punktu widzenia Belli:
Kolejny tydzien minoł bez większych akcji. Zapach tego nieznajomego wampira pojawił się tylko raz. Poczułam go w cetrum jak szłam do pracy. Słodką woń wampira czułam aż do centrum a potem ciągneła się w stronę lasu. Wszystko inne szło swoim naturalny tempem. Ja chodziłam do pracy, Nessie do szkoły, Jake przyjerzdżał codziennie. Cztery razy w tygodniu  Reneesme miała lekcje w szkole muzycznej. Po osiem godzin w tygodniu moja córka grała na pianinie i udoskonalała swój talent. Przygotowywała się na występ który miał się odbyć za kilka dni a Nessi miała grać trudny utwor razem ze starszymi uczniami szkoły. Renesmee bardzo się cieszyła do występu, wiele razy opowiadała mi o swoich snach, jak śniło się jej że, siedzi przy dużym białym fortepianie na dużej scenie, światła reflektorów świecą na nią i orkierstre przy jej bokach. Nareszcie jej sen mógł się spełnić, może nie do końca bo Nessi nigdy nie będzie mogła być sławną pianistką ale, przynajmniej będzie miał ten występ.
Właśnie szłyśmy ulicami Eatonville w stronę domu. Jake musiał wracać do La Push odrazu po tym jak odwiózł Nessie do szkoły muzycznej, miał obowiązki w rezerwacie, sfora musiała się upewnić że, wampir nie wrócił. To było chłodne jeśenne popołudnie. Popołudniu ulice Eatonville zawsze były dość tłoczne i dookoła było mnóstwo zapachów. Trzymałam Nessie za rękę żeby jej nie zgubić po drodze. Przebywanie pośród ludzi nie było teraz zbyt trudne bo byłam na polowaniu zaledwie kilka dni wczeszniej. Nagły powiew wiatru sprawił że, zardżałam, świerza woń wampira. Popatrzałam dookoła i mocniej ścisnełam rączke Nessi.
Nagle w tłumie przed mną, zobaczyłam ją. Kręcone blondwłosy sięgające jej za ramiona, średni wzrost i co najważniejsze, złote oczy. Była siedem metrów przedemną i szła w moją stronę. Widocznie mnie też zobaczyła bo w jej miodowych oczach krył się szok ale, to co zobaczyła potem sprawił że, oczy prawie wyszły jej z orbity. Zobaczyła Nessie. Zatrzymałą się na pół sekundy i wachając się poszła dalej. Minełyśmy się nie dotykając się. Wampirzyca zniknała z mojego pola widzenia a ja pociągnełam Reneesme z sobą i przyspieszyłam. Musiałam powidomić Jake’a, bo jeśli Volturi się dowiedzą się o istnieniu Nessie to zabiją nas obie.
Kiedy nareszcie doszłam do domu, w spokoju mogłam zadzwonić do Jacoba. Sięgnełam po telefon i wibiłam numer Jake’a. Odebrał po trzech sygnałach.
-        Widziałam ją, powiedziałam zanim Jake zdąrzył się przywitać.
-        Jak to widziałaś ją, ją czyli kogo? Zapytał.
-        Wampirzyce, to nie był on tylko ona.
-        Co? Gdzie ją widziałaś? Zapytał już przestraszony Jacob.
-        To w Eatonville, widziałam ją w centrum, jak szłam z Nessie do domu, powiedziałam, po czym usłyszałam trzask w słuchwce.
-        Jake, co to było?
-        Drzewo, powiedział teraz już wkurzony Jake.
-        Wyśle do ciebie kogoś z wilków, będą was pilnować dzień i noc, a ja już biegne do was, Jake teraz mówił bez kropek i przecinków.
-        Nie, przerwałam jego monolog.
-        Nie będziesz nikogo wysyłał, wilkołaki mają pilnować ludzi a ja jestem wampirem pamiętasz, Sam nigdy się nie zgodzi żebyś zabrał mu połowe sfory żeby mnie pilnować.
-        No to co chcesz zrobić, siedzieć tak i czekać aż cię zabiją, sama mi mówiłaś że, jeśli te wampiry we włoszech dowiedzią się o Nessie to już nie ma dla nas nadzieji.
-        Bo to prawda, jeśli Volturi będą myśleli że, Nessie to nieśmiertelne dziecko to zabije i mnie i ją. Dlatego nie moge ryzykować że, was też zabije Jake, jesteś zbyt ważny dla mnie. Po drugiej stronie słuchawik była cisza. Nikt z nas nie wiedział co zrobić. Wstchnełam z bezradności.
-        Jake, jeszcze jedno.
-        Tak?
-        Ona miała złote oczy.
-        I co z tego wampir to wampir.
-        To znaczy że, one jest dobra i zdecydowała nie zabijać ludzi. Ona wróci żeby dać mi drugą szansę, jestem tego pewna, powiedziałam i się rozłączyłam.
Położyłam telefon na stole i poszłam do kuchni. Nessie grałą na keybord’dzie więc mogłam w spokoju robić obiad. Zdecydowałam że, zrobie małą porcje zupy pomidorowej. Moje ręce robiły wszystkie rzeczy automatycznie a ja zaczełam myśleć o przyszłości. 
***
Przepraszam że, taki krótki rozdział ale nie miałam zbytnio weny do akurat tego rozdziału. Mam nadzieje że, i tak wam się podoba. Brzeprawszam z błędy ortograficzne.
Następny rozdział z punktu widzenia Edwarda.
Buziaki
-złotooka

czwartek, 6 września 2012

Rozdział 5


Zapraszam na rozdział 5 który dedykuje Esme. Jestem jej wielką fanką i to ona pierwsza komętowała mojego bloga :D
Jeśli chodzi o to że, zostałam ostagowana, nie wiem co z tego będzie. Terez nie mam prawie czasu i wchodze tylko na bloga żeby dodać nn, nie mam też dużo napisane co do następnych rozdziałów.
Zapraszam na notke nr. 5:
***
-        A więc jaki jest problem? Zapytałam Jake.
Właśnie myłam naczynia po obiedzie. Oczywiśće tylko Jake i Nessie jedli. Jake zachowywał się dziwnie cały dzień. Mało mówił i wogóle dziwnie się zachowywał, czasem nawet zerkał na Nessi z niepokojącym spojrzeniem.
-        Problem? Nie ma żadnego problemu, powiedział i oparł się o blat kuchenny koło mnie.
-        Przestani Jake, myślisz że, nie widziałam twojego zachowanie, powiedziałam przestając myć zabrudzony tależ i popatrzałam mu prosto w oczy. Potem mnie olśniło.
-        To ma coś wspólnego z Reneesme prawda, to dlatego to dziwnie się zachowujesz, powiedziałam a na to Jake tylko pokręcił głową.
-        Bello ty nic nie rozumiesz, powiedział i też odwrócił się w moją stronę.
-        No to co jest, powiec mi Jake dobrze wiesz że, nie odpuszcze, opowiedz mi to zrozumie, powiedziałam kończąc myć ostatni talerz. Jacob westchnoł zrezygnowany i zaczoł opowiadać.
-        Mamy nowego członka w sforze.
-        To wspaniale, powiedziałam nie widząc w tym problemu.
-        Bello ty chyba nic nie rozumierz, czy wiesz w jaki sposób wilkołak przechodzi swoją pierwszą transformację? Zapytał. Zaprzeczyłam.
-        Napewno wiesz że, każdy potęcjalny wilkołak ma dodatkowy chromosom i jeśli ten potęcjalny wilkołak nigdy nie przejdzie pierwszej transformacji, to ten chromosom nie będzie mniał wpływu na rozwój ani życie człowieka który go posiada. Jeśli jedanak ten potęcjalny wilkołak znajdzie się w pobliżu wampira przez czas od początku wieku dojrzewania do dwudziestegopiątego roku życia, przejdzie natychmiastową przemianę w wilkołaka ale, jeśli ten potęcjalny wikołak nigdy nie wpadnia na wampira podczas tego okresu, transwormacja nigdy się nie odbędzie. Fakt w tym że, ten potęcjalny wilkołak nigdy nie musi naprawdę zobaczyć czy dotknąć wampira wystarczy że, poczuje zapach tej istoty. Tak stało się z moim kuzynem, Josh’em. Pamiętasz jak byłem u was przedwczoraj.
Pokiwałam głową, wtedy Jake wyszedł wczeszniej niż zwykle.
Josh miał gen ale, wyprowadził się z rodzicami do miasta ponieważ tylko jego matka była z La Push a ojciec miał prace w Seattle. To właśnie po cioci Norze odziedziczył gen. Wtedy jak się wyprowadzili myśleliśmy że, tylko mężczyżnie mogą zmieniać się w wilka ale, po tym jak Leah się przemieniła okazało się że, kobiety też mogą mieć tą zdolność. Wtedy też pojawiła się możliwość że, Josh mogł mieć gen po matce, dlatego też Josh nie odwiedzał nas w La Push zawsze to ja jechałem do nich.
Ojciec i starsi wierzyli że, jeśli będziemy go trzymać z dala og Forks i La Push gdzie w tym czasie mieszkali Cullenowie, to do transformacji nigdy nie dojdzie. Bo jeśli chłopak ma życie w mieście to po co mu je odbierać. A gdyby został członkiem sfory musiał by wrócić do La Push, przynajmniej na czas nauki nad samokontrolą.
Ale starsi nie przewidzieli jednego. Ojciec Josha wyjachał w podróż biznesowom a matka leżała w szpitalu bo tak jak mój ojciec ma cukszyce. Josh był skazany sam na siebie a że, jeszcze nie ma osiemnastki to ktoś musiał się nim zaopiekować. A że, mój kochany kuzyn lubi się zabawić musiał przyjechać do La Push bo w rezerwacie łatwiej jest mieć nad nim kontrole. Wszystko stało się na ostatnią chwile więc ojciec nie mógł odmówić. Billy miał go trzymać z dala od miejsc gdzie przybywały wampiry.
Nagle Billy źle się poczuł, swory nie było a Josh nie wiedział co zrobić. Zdecydował że, po mnie pojedzie, Eatonville jest prawie sto kilometruów od La Push ale co innego miał zrobić. Billy się o niego martwił bo bał się o to co się może zdarzyć jeśli nadejdzie konforntacja z tobą albo Nessie ale, nie mógł tego powiedzieć więc też nie udało mu się zatrzymać Josh’a. W tym samym momęcie kiedy Josh odjechał, sfora wróciła.
Po naradzie postanowili mnie powiadomić o sytuacji. Miałem pilnować Josh’a. Ale kiedy go wreszcie znalazłem było za pózino. Josh złapał kapcia a kiedy wyszedł z auta złapał zapach wampira. Reszta działa się już sama. Sfora zajeła się Josh’em a ja miałem sprawdzić trop wampira. Nie znałem zapachu więc to nie mógł być jeden z Cullenów. Trop prowadził od domu Cullenów i kończył się dwa kilometry przed Eatonville. Dziś znów poczułem ten zapach tym razem w centrum koło tutejszego liceum.To nie może być przypadek.
Jacob zakończył swoją opowieść a ja byłam w szoku. Kręcił się tu jakiś wampir a ja nie wiedziałm jaki. Potem pomyślałam o Renesmee. Przeciesz w niej płynie krew, więc ona też jest w niebezpieczęstwie. Z zamyśleń obudził mnie głos.
-        Mamo, zobaczyłam Renesmee stojącą w drzwiach. Pewnie słyszała całą historię Jacoba.
-        Tak kochanie, zapytałam siadając przy stole.
-        Chcesz wiedzieć jak był dziś w szkole? Podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach.
Przyłorzyła swoją małą dłoń do mojego policzka. Pokazała mi swój cały dzień aż od ostatniego spojrzenia na mnie gdy wchodziła do autobus po moment kiedy rzucała się Jake’owi w ramione kiedy po nią przyjechał. Pokazała mi jak poznała swoją przyjaciółkę, Cassie, która była dokuczania przez swoją dyslekcję, jak nie odwróciła się od niej jak inni tylko przyjeła ją pod swoje skrzydła. Zobaczyłam też jak gra przed klasą moją kołysankę i jak na przerwie śniadaniowej uczy Cassie gry na pianinie. Zobaczyłam jak nauczycielka propnuje jej żeby zaczeła brać lekcje w lokalnej szkole muzycznej. Oderwałam jej rączkę od policzka kiedy skączyła pokazywać mi swoje wspomnienia.
-        Naprawdę chcesz chodzić do szkoły muzycznej? Zapytałam, na co mała energicznie pokiwała głową.
-        No dobrze, powiedziałam i spojrzałam na zegarek. Siedemnasta trzydzieści.
-        Pewnie już za pózino żeby tam jechać i cię zapisać ale możesz pojechać jutro z Jake’em po szkole, powiedziałam z uśmiechem.
-        Nessie idzić pograć coś Jake’owi a ja zrobie pranie, powiedziałam siciągając Nessie z kolan. Nessi pociągneła Jake’a na góre z uśmiechem na twarzy a ja ruszyłąm tuż za nimi. Otworzyłam dzrwi na wprost od schodów i zajełam się praniem. Z pokoju obok słyszałam muzykę z keybard’a którego Nessie dostałą na święta. Nawet dobrze że, będzi chodzić do szkoły muzycznej, pomyślałam, przynajmniej tam pogra sobie na prawdziwym pianinie. Cieszyłam się szczęścię póki trwało bo wiedziałam że następna wizyta nieznajomego wampira może je przerwać.
***
Mam nadzieje że wam się podoba. Co sądzicie o nowym wyglądzie bloga?
Buziaki
-złotooka


środa, 5 września 2012

Info 1

Witajcie kochani :* <3
Przepraszam was że, nie dodaje notke tak ja ustaliłam ale teraz jest szkołą i wszystko mnie przytłacza :(
Chcę was o czymś powiadomić. Widzę że, wielu z was zobaczyłą moje błędy ortograficznie i ja sama czuje że, robię ich więcej niż inni. Na początku nie wiedziałam czy to powiedzieć bo wiele jest gadania żeby nie ujawniać za dużo informacji o sobie na internecie ale, i tak postanowiłąm to powiedzieć. Mam problemy z ortografią poniewarz mieszkam w Norwegii. Przeprowadziłam się tu 6 lat temu a wtedy ledwie zkończyłam 2 klasę. Dla mnie polska gramatyka to ogromne wyzwanie ale zdecydowałam się pisać bloga po polsku bo takie opowiadanie nie są popularne w Norwegii. 
Dlatego proszę was żebyście informowali mnie jak będą jakieś błędy gramatyczne żebym mogła następny razem bardziej zwracać na nie uwagę. Niedługo nn.

Buziaki
-złotooka