środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 17


 Witajcie robaczki!!! Jestem spowrotem!!! Rozdział niestety trochę krótki bo weny u mnie jak nie było tak nie ma. Nie wiem też co będzie z nowym blogiem bo ledwo co mam czas żeby dodawać nn tutaj a co dopiero na inny blogu, może odłoże sobie ten pomysł na chwilę na bok?? Wiem też że zaniedbywałąm wasze blogi, wiem że wogule nie komętuje. Wielu z was (okej chyba wszyscy) pytali się czy jak zacznę z nowym blogiem to czy mam zamiar zawiesić ten, ale spokojnie, nawet do głowy by mi to nie przyszło, za bardzo was kocham i chyba serce by mi pękło gdybym musiała was zawieść (aż łezka poleciała), nie będe już bełkotać, zapraszam:
***
Spędziłiśmy u Cullen’ów reszte weekendu. W niedziele odwiedziły nas nawet wilki z La Push i bardzo dobrze dogadały się z dokterem i jego rodziną. Niestety Rosalie nawet nie chciała słyszeć o ich przybyciu, a co dobiero być w jedny pokoju w towarzystwie jednego z członków sfory. Dlatego jak tylko usłyszała, że mają się zjawić, wybełkotała tylko coś o śmierdzoncych kundlach i tyle było ją widać. Edward też nie był zadowolony kiedy dowiedział się o relacjach Renesmee-Jacob. Na szczęście nie było tak źle, ich tolerancja kończyła się na przebywaniu w jednym pomieszczeniu i wymienianiu kilku słow bez rzucanie się sobie do gardeł.
Renesmee też świetnie czuła się w towarzystwie Cullen’ów. W jakiś sposób zaczeła mówić do Edwarda tato, zdziwiłam się z racji tego, że nikt jej nie powiedział tego, że Edward naprawde jest jej ojcem. Postanowiłam nie wnikać. Widocznie moja córka rozumała więcej niż się spodziewałam.
Natalie się nie pokazała. Wszyscy wiedzieli co się dzieje, ale nikt nie odważył się powiedzieć tego na głos. Dopiero w niedzielne popołudnie, kiedy waza pełna kwiatów skomponowana przez Alice udeżyła parkiet w salonie z wielkim hukiem. Wszyscy na to czekali, i się doczekali. Wizja Alice przedstawiała młodą blondynkę chowającą się przed wschodzącym słońcem. Stałą w cieniu wielkiego budynku z wieżą zegarową, a kiedy zegar wybił dwunastą, drzwi przy których stała blondynk, otworzyły się. Z budynku wyszedł wielki, ciemnowłosy wampir. –Wyprałaś niebezpieczną porę na odwiedziny- powiedział z pół uśmieszkiem na twarzy. –Jeden promień słońca... i już miałabyś na sobie wyrok śmierci... a szkoda takiej pięknej buzi-, złapał podbrudek blondwłosej i podniusł jej twarz do góry. – Zabieraj łąpy Felix, przyszłam tutaj żeby porozmawaić z Arem, a nie na rantkę w ciemno- sykneła z ironią w głosie i odepchneła jego renkę. – A teraz prować do podziemi, bo szkoda mi zabić pupilka Wielkiej Trójcy-. Na twarzy Felix’a pojawił się grymas a jego ręka powędrowała ponownie do twarzy blondynki. Jej podbródek został ponownie ściśnięty, ale tym razem ze znacznie większą siłą –Uwarzaj- rzekł ostrzegawczo Felix –bo twoja buzia już nie będzie taka piękna jeszcze jedno słowo...- nagle za jego placami pojawił się nowy głos, nie pozwalając skończyć swoje groźby (albo jak kto woli niedoszłej próby mordu) –Felix-, zza pleców osiłka wyłoniła się mała, ciemno ubrana postać. Jej brązowe włosy były związane w ciasny kok, a jej oczy błyszczały niezdrowym, szkarłatym blaskiem.
Co dziwne, mała istotka nie mogła mieć (fizycznie) więcej niż 12 lat, a wielki osiłek się jej przestraszył. Odrazu puścił blondynkę i cofnoł się robiąc miejsce dla nowo przybyłej, szkarłatnookiej dziewczynki. –Jane- (w książkach Jane ma brązowe włosy) powiedziała blondynka z lekką radością w głosie i skineła głowę z wyrazem szacunku. –Natalie- powiedziała brunetka, -Co cię do nas sprowadza, czyżby twój nowy klan nie spełniał twojch oczekiwań- blondynka pokręciła lekko głową z małym uśmieszkem na twarzy, -Mam sprawę do Aro, może ty wskarzesz drogę do podziemi, bo twój kolego nie okazał się równie pomocny jak oczekiwałam-. Jane odwróciła się i znikneła w ciemnościach korytarza, blondynka podążyła za nią. Kiedy poszły Felix prychnoł i zamkął jednym ruchem ciężkie drewniane drzwi.
***
Okej ludzie teraz potrzebuje pomysłów, co dalej?? Macie jakieś?? Jeśli tak to wyślijcie mi e-mail i nie piszcie w komętarzach bo wtedy wszyscy będą wiedzieli co dalej!!
Co do nn to nie wiem. Do szkoły muszę zrobić kilka projektów, moja sunia chyba będzie miała małe i na dodatek szukam pracy więc prosze o pomoc!!
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Nowy blog??



Witajcie po przerwie kochani!!! Ostatnio wielie się działo więc nie miałąm ani czasu ani inspiracji do nowego rozdziału. Ale spokojnie, nie zostawie was bez lektury na kolejny tydzień. Nie dawno słyszałam piękną piosenkę (link znajdziecie na dole) i wróciła mi wena, ale do kompletnie innego opowiadania!!! Wszystko wymyśliłam sama i tak myślałam, może zrobić nowego bloga??
Jeśli spodoba wam się to co napisałam dajcie zanć i muszę poinformować, że to jest tylko część prologa!!
***
Amare. Czyli po łacinie miłość. To moje imię. Wypowiadane codziennie przez wielu ludzi. W wilelu językach. Na wiele sposobów. Na pytanie kim jestem, nie ma odpowiedzi. Mogę przybierać wiele form i krztałtów. Mogę wyglądać jak twój najpiękniejszy sen, i twój najstraszniejszy koszmar. Niektórzy mówią, że jestem darem z niebios, inni, że jestem największym przekleństwem. Mam tylko jedno zadanie. Dawać miłość. Lecz to zadanie nie jest proste. Boweim ludzie bywają kapryśni, i tylko niektórzy szukają tej prawdziwej miłości. Tej jedynej. A ci którzy jej nie szkuają, błądzą. Jak małe dzieci w mgle. I tu pojawiam się ja. Kupidyn. Moim zadanie jest wybrowadzić ich z tego labiryntu. Pokazać światło w tunelu.
Obskurna dzielnica Chicago toneła w mroku. Szczury wychodziły z mokrych kanałów na brukowe uliczki. Po nocach ulice były pełne tych gryzoni. Węszyły, szukały, noc w noc. Ale młodej parze przy ścianie starej obyszczonej fabryki wogóle to nie przeszkadzało. Ich usta były złączone w namiętnym pocałunku, byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Westchnełam w duchu. Nikt mnie nigdy nie zauważa. –Kupidyni mają dawać miłość, nie ją przyciągać. Czy broń Boże zabierać. Nie będziesz niewidzialna, ale też nikt nie zwróci na ciebie uwagi- słyszałam w głowie głos Archanioła, mojego przełożonego, szefa, nazywam go jak mi się podoba. I tak mnie nie słyszy. Stałam na rogu budynku na przeciwko, podziwiałam zakochanych z bezpiecznej odległości. Przytuliłam się do ściany obok mnie żeby napewno nie zostać zauważoną. Mokra ściana pod moimi palcami przyprawiała mnie o drgawki, ale moja uwaga była kompletnie poświęcona parze po drugiej stronie ulicy. To dzięki mnie wtedy tam stali. To ja przed kilkoma chwilami trafiłam męrzczyznę moją strzałą. Tak jak wielu innych ludzi tej nocy.
Na przykład młodego bruneta w metrze, albo wesołą blondynkę wracającą z klubu. Oboje znaleźli miłość tej nocy... dzięki mnie. Lecz ja nie czułam się szczęśliwa. Co dziwne czułam wielki smutek. Dlaczego ja nie mogę się zakochać? Dlaczego i ja nie mogę być taka szczęśliwa? To przez przekleństwo Archanioła. Ponieważ kiedy pierwsi Kupiduni zeszli na Ziemię, ich piękno poraziło ludzi. Więc zamist dawć miłość, Kupidyni ją nieumyślnie zabierali, a ludzie byli oślepieni i przyciągani przez nasze piękno. Kłócili się o nas. Wtedy Archanioł stworzył przekleństwo:
Nikt cię nie ujrz, nikt cię nie zobaczy,
nikt o tobie nie zamarzy.
Miłość masz dawać po wszystkie wieki,
pokonywać niepewność i lęki.
Łącz ludzi a nie rozdzielaj,
miłość dawaj a nie odbieraj

To kara za nasze piękno. Normalnie Kupidyni nie robią dużej sprawy z przekleństwa, -Miłość jest dla ludzi Amare, nie dla nas, to dzięki nam oni kochają, powinnaś się z tego cieszyć!- tak wszyszcy mówią, jakby nie byli w stanie kochać.

Ukochani których oglądałm poszli. Znikneli za rogiem trzymając się za ręce.  Z daleka słyszałm dziwięczny śmiech dziewczyny, po jakimś czasie i on zniknął w ciemnościach Chicago.
***
Tutaj znajdziećie wideo i piosenkę (i wideo i piosenka były inspiracją), nie wiem kiedy będzie nn ale mam nadzieje że uda mi się ją napisać w następny tygodni. 
Buziaki
-złotooka