poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 10

Witajcie, wielu z was mówiło, że trzymam was w niepewności, dla mnie to wszystko dzieje się za szybko!!! Ale ten rozdział jest decydijący. Mam dla was kilka informacji:
1) notki będą co tydzień w poniedziałki, wtedy mam cały tydzień, żeby napisać dla was super rozdział
2) zrobiłam nowe podstrony. W podstronie NN... możecie mnie powiadamiać o nn na waszych blogach, na  Spis Treści są linki do wszystkich notek na blogu, co moim zdaniem jest bardziej przejrzyste niż archiwum na blogspot.
Co do tej notki, nie jestem z niej taka zadowolana, chociaż podobała mi się bardzo kiedy ją pisałam, może to przez mój humor, ciekawo co bardziej zepsóło moj dzień, to, że się nie wyspałam, czy to, że kiedy wstałam zobaczyłąm za moim oknem 15 cm śniegu (typowa jesienna pogoda w Norwegii) brr...
Tak czy inaczej notka jest dłuszsza niż normalnie bo jest też specialnie dla was wszystkich!! Zapraszam:
***
Z punktu widzenia Belli:
-        Zmieniłaś się, powiedział Charlie i patrzył na mnie dziwny wzrokiem. W jego oczach dostrzegłam ukrytą troskę.
Właśnie stałęm przy umyalce w domu mojego ojca w Forks. Charlie stęsknił się i za mną, i za swoją wnuczką, więc nawet jeśli jego umiętności  kuchni kończyły się na gotowaniu wody i robieniu kanapek, i tak postanowił zaprości nas na opiad, a jednocześnie wynagrodzić Nessie jego brak na jej pierwszym występie. Pomysł ojca skończył się tym, że to ja przygotowałam obiad a on mógł spędzić czas z Nessie i Jacob’em, który też został zaproszony. Po obiedzi miał się odbyć mały koncert w wykonaniu Nessie.
Właśnie skończyłam myć naczynia po posiłku, a mój ojciec siedział przy kuchennym stole i sączył powoli swoją kawę. Z salonu słyszałąm keybord Nessie i dosłonie słyszałam jak Jake się uśmiecha podziwiając grę mojej córki. Talent bezwątpienia ma po swoim ojcu. Przed oczami staneła mi wizja Edwarda z Renesmee na kolanach przy pianienie. Uśmiech na bezbronnej twarzy Nessie i duma w złotych oczach Edwarda. Z zamyśleni opudził mnie głos ojca, prawie zapomniałąm, że zadał mi pytanie.
-        To przez niego Bello? Zapytał ojciec, w tym samym momęcie muzyka z salonu ucichłą. Nessie dobrze wiedziała o czym rozmawiamy i wiedziała też, że wie o tym temacie wszystko powinna wiedzieć, ale moja córka wiedział, że coś przed nią ukrywam. Nessie nie wiedziała, że to jej ojciec skąponował kołysankę którą co noc nucę jej przed snę, nie wiedziała, że jej ojciec mogł czytać we wszystkich umysłach oprócz mojego.
-        Nie tato, nie wiedziałm Edwarda odkąd się wyproadził i nie mam zamiaru go widzieć, poweidziałam bez wachania.
To było tylko w powłowe kłamstwo, naprawdę nie wiedziałm Edwarda od czasu kiedy mie wtedy zostawił w lesie, ale tak naprawdę bardzo chciałąm go zobaczyć. Lecz wiedziałm, że to niemożliwe, jeśli ktoś z wampirzego świata dowiedziałby się o Nessie, mogliby ją wziąści za nieśmiertelne dziecko i jeśli wieści doszłyby do Włoszech, nie udałoby mi się obronić nas obu. Kłamstwa tak łatwo mi przychodził po przemianie, bez rumięców zdawałam się też być bardziej pewna siebie, ale to tylko pozory.
-        Martwię się o ciebie Bells, powiedział i położył swój pusty kubek na blacie koło mnie.
-        Wiem tato, powiedziałam z westchnięciem.
-        Ale u nas naprawde wszystko jest w porzątku, powiedziałam nie patrzą się ojcu w oczy. Nie lubiłam kłamać ojcu prosto w twarz, ale gdybym wyznała mu prawdę, że ja i Nessie jesteśmy w niebezpieczeństwie, wezwał by wszystkich policjantów z całego stanu albo nawet FBI. Szkoda tylko, że żadna policja w całym kraju nie byłaby wstanie nas obronić.
***
Ostatnie promienie jesiennego słońca przebijały się przez grube gałęzie drzew. Ptaki na drzewach śpiewały ostatnią pieśń tego wieczoru, by po zachodzie słońca położyć się spowrotem do swoich gniazd. Słońce powoli zachodziło za horyzontem i nastała odpowiednia pora dla nas. Dla drapieżników. Dla wampirów. Zmierzch. Najbezpieczniejsza pora dnia na łowy.
Jake’a nie było, ulotnił się od Charlie’ego jeszcze zanim ja i Nessi pojechałyśmy. Dlatego tak dla odmiany Nessie wymyśliła małe polowanie, tylko my dwie. Dlatego odrazu jak wróciłyśmy do domu z Forks, nawet nie przebierając się, pobiegłyśmy do lasu. Podczas biegu wszystkie problemy znikały. Nie było żadnej nieznanej wampirzycy ani Volturii’ch, tylko ja i Renesmee.
Ale nagle wszystko się zmieniło, jeszcze zanim przebiegłyśmy pierwszą mile, jeszcze zanim złapałyśmy trop zwierzyny, nagły podmuch wiatru z zachodu, słotka woń wampira. Zapach nieznanej wampirzycy i trzy niezanane mi zapachy, też wampirze. Zatrzymałam się gwałtownie i złapałam Nessie za ręke. Konfrontacja której tak się bałam musiałą nadejść, nie mogłam już uciec od kłopotów, już było za pózino. Nieuniknone miało nedejść.
Spojrzałam na Nessie, kórczowo trzymałą się mojej dłoni, też wyczuła niebezpieczęstwo. W jej czekoladowych, niegdyś moich, oczach dostrzegłam niepokój oraz niezdrowy błysk, to znaczyło, że Nessie była gotowa do walki. Renesmee wiedziała o niebespieczeństwie, i o kosztach które mogły byśmy poniesić gdyby doszło do starcia. A jednak nie chciała się poddać, jej determinacja przypominała mi Edwarda, kiedy niegdyś ruszył tropem Jamsa do małej sali baletowej w słonecznym Phoenix i znalazł mnie krwawiącą na parkiecie. Pamiętam, że ból był taki silny, że byłam tylko po części przytomna, ale jak przez mgłę pamiętam twarz Edwarda skąpaną w świetle księżyca i niezdrowy blask w jego czarnych jak smoła oczach, kiedy dostrzegł ukryźenie w moim lewym nadkarstku.
Kroki nieznajomych zbliżały się i każdy krok odbijał się echem w moim uchu.
Spojrzałam w stronę drzew. Kroki były bliżej i bliżej. Nagle zza drzew wiłoniły się twarze czworga nieznajomych... nie, cofinj... twarz jednej nieznajomej i trzy twarze jak najbardziej mi znane. Jako człowiek mogłam je podziwiać godzinam i wciąż poznawać je na nowo. Teraz były inne, bardziej wyraźniejsze, bardzej oszałomiające.
Zapadło głocha cisza. Oto stali przedemną moi przyjaciele... moja rodzina... przynajmniej z przed dwóch lat. Ich twarze przyciągały tak sama jak za mojego ludzkiego życia, ale jedna była wciąż tak samo oszołomiająca jak za mojego starego życia. Moja miłość stała przede mną w całej swojej okazałości. Przyjrzałam się uwżnie nowo przybyłym. Carlisle Cullen, lekarz, w ludzikm życiu pastor. Obok niego dwójka jego synów. Jasper, były major kawalerii podczas wojny secesyjnej, i Edward, utalentowany muzyk i, mój ukochany do momętu w którym powiedział, że mnie nie kocha. Koło Jasper’a stała wampirzyca, ta sama która widziała mnie i Renesmee w centrum kilka dni wcześniej. Jej oczy świeciły niezdrowym blaskie a jej kolana ugieły się, gotowe do ataku.
-      Nie zgadzam się, powiedział Edward, zapewne odpowiedział na pytanie zadane w myślach. Wampirzyca odrazu się wyprostowała i spojrzała pytająco na Edwarda, ale Edward patrzył się na mnie, niestety ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
-      Niewątpliwie, powiedział Edward nadal ni spuszczając oczu ze mnie.
Nagle poczułam mocy ucisk na dłoni. Nessie się niepokoiła, nie mogła tam zostać.
-      Nessie, wróć prosze do domu, na odpowieć Nessie tylko przytulił się bardziej do mojej dłoni, nie miała zamiaru mnie posłuchać.
-      Renesmee, prosze, powiedziałam już bardziej szorstkim tonem.
Nessie niechętnie puściła moją dłoń i pobiegła w las za moimi plecami. W tym samym momęcie Edward zerwał się ze swoiego miejsca w pogoni za Nessie. Stanełam mu na drodze i patrzyłam mu w oczy srogim wzrokiem, jednak zanim zdąrzyłam go zaatakować, któś złapał mnie od tyłu w żelaznym ucisku. Nie musiałm się odwracać żeby wiedzieć, że to Jasper, najbardziej utalentowy z Cullenów w sztukach walki. Obok mnie Edward pomknoł za Nessie w las. Chciałam się za nim wyrwać, nawet bardzo, ale od razu wiedziałam, że nie mam szans z kimś kto w walce wręcz przewyszsza mnie diametralnie. Nie udałoby mi się zrobić jednego kroku zanim Jasper znów by mnie złapał.
Spojrzałam przed siebie, Carlisle szedł w moją stronę powolnym krokiem. W jego oczach dostrzegłam smutek.
-      Carlisle prosze, to nie jest to na co wygląda, powiedziałm słabym głosem, ale zanim powiedziałam dalej Carlisle podniósł dłoń na znak żebym nic nie mówiła. Wiedziałam, że proszę o niemożliwe. Cullenowie już raz złamali dla mnie jedną z zasad rządzących tym światem, powiedzieli mi o swoiej prawdziwej naturze i wprowadzili mnie w świat niebespiecznych bestii, a dla istoty ludzkiej znaczyło to karę śmierci.
-      Przykro mi Bello, powiedział Carlisle nadal nie spuszczając wzroku. Neznajoma blondynka ruszała się nerwowo za doktorem, a błysk w jej przypominał dwie samotne gwiazdy na nocnym niebie.
Nadeszła chwila której najbardziej się obawiałam, egzekucja, ale pytaniem było czy ukażą tylko Nessie czy nas obie. Wiedziałam, że jeśli zabiją ją, to ja też poproszę ich o śmierć. Miałam za mało czasu żeby wytłumaczyć, żeby opowiedzieć im całą historię. Edward nigdy się nie dowie, że jego jedyna córka zginie z jego ręki, pomyślałam ze smutkiem. Zamknełam suche oczy i ostatni raz wyobraziłam sobie twarz mojej córeczki. Miałyśmy tak mało czasu, tylko krótkie dwa lata. Modliłam się o resztki nadzieji, tylko to mi zostało.
***
Dziękuje za wszystkie wspaniałe komętarze z ostatniej notkia, aż się robi ciepło na sercu :3
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 9


Zapraszam spowrotem po długiej przerwie, która niestety nie wyszła tak jak planowałam. Nie udało mi się napisać tyle notek ile planowałam, a co do nowego wyglądu wciąsz stoje w kolejce po nowy szablon. Dedykuje tę notke dla was wszystkich jeśli wciąż tam jesteście =)
***
Z punktu widzenia Edwarda:
Nadal miałem ją przed oczami... perfekcyjna twarza 
nieśmiertelnego dziecka. Natalie powiedziałą że, jak była tutaj na rozpoznaniu widziała w centrum wampirzyce z małym wampirzym dzieckiem. Była tak zaszokowana że, nie widział nic innego tylko hipnotyzującą twarz małego wampira, nawet nie zwróciła uwagi na jej stworczynię która trzymałą wampirzątko kuroczowo przy sobie. Jedyne co wiemy to że, wampirzyca stosuje taką samą dietę jak my, co dało się rozpoznać bo jej złotych oczach ale, czemu zgodziła się nie zabijać ludzi, skoro zkazała na agonię przemiany małe dziecko?
Kiedy Natalie pokazała mi w myślach twarz tej dziewczynki, doznałem szoku. Nie chodziło o to że, była piękniejsza niż każde dziecko jakie widziałam, nawet jak na wampira. Zaszokowały mnie jej oczy i pierwsze o czym pomyślałem to, czy to nie oczy mojej Belli? Piękny czekoladowy odcień. Te same oczy na innej twarzy. Najpierw byłem zaszokowany, potem zdziwiony ale, no końcu tylko przestraszony. Czy dwie osoby które nie moją ze sobą nic wspólnego, nawet nie są z tej samej rasy, mogą mieć dokładnie te same oczy?
Z zamyśleń obudziła mnie piękna muzyka. Skrzypce, fortepian, cymbałki. Weszłem właśnie do budynku w którym znajdowała się szkoła muzyczna w Eatonville. Miałem mieć rozmowe kwalifikacyjną i zostałem poinformowany żeby zjawić sie w szkole o siódmej. Zamknąłem i oczy i wsłuchałem się w muzykę. Moje nogi zaczeły iść w stronę z której dochodził dzwięk. Kiedy doszłem do celu moje oczy się otworzyły a muzyka ucichła.
Stałem przed szeroko otwartymi, podwójnymi drzwiami. Sala była cała pełna, pewnie koncerty w tej szkole były jedną z niewielu imprez organizownych w okolicy. Rzędy krzeseł były poustawiene równo i jedynie jeden rząd pośrodku sali był wolny od krzeseł, co sprawiało że, miałem świetny widok na scenę. Po chwili rozbrzmiały oklaski i ludzie zaczeli wstawać z krzeseł. Wszyscy mieli sierowany wzrok w stronę sceny, dlatego też ja na nią spojrzałem.
Wtedy ujrzałem ją ponownie. Małą dziewczynka stałą na środku sceny przy ogromnym czarnym pianinie, była otoczona resztą orkiestry i zidziwiła mnie różnica wieku pomiędzy nią a resztą osób na scenie. Wyglądała o wiele lepiej na żywo niż w myślach Natalie. Jej czekolodowe oczy zabłysły kiedy zaczeły się owacje na stojąco. Próbowałem poczuć jej zapach ale sala była pełna ludzi. Dopiero po chwili zobaczyłęm że, dziewczynka nie patrzy się na wielką publikę tylko gdzieś poza zasięg mojego wzroku. Po jakimś czasie ludzie zaczeli siadać na swoje miejsca czekając z niecierpliwośćą na ciąg dalszy. Dopiero po chwili dostrzegłem na co patrzyła się mała pianistka. Dziewczynka zgrabnie zeskoczyła ze sceny i prosto w objęcia brązowowłosej kobiety, zapewnej jej stwórczyni. Tuliły się do sebie długo, niestety nie ujrzałem twarzy nieznajomej wampirzycy ponieważ cały czas stała do mnie tyłęm.
Nawet jeśli mała wampirzyca i jej stworzycielka stały kilkanaście metrów ode mnie, odrazu widziałem jaką miłośćą darzą siebie nawzajem, szkoda tylko że, ta miłość będzie nie długo zakończona, serce wampirzycy będzie złamane z powodu wielkiej straty. Nieśmiertelne dziecko nie może zostać przy życiu, to zbyt wielke niebezpieczęstwo dla ludzi i zbyt wielkie ryzyko jeśli Volturii dowiedzą sie o istnieniu małego wampirzątka. Wtedy wampirzyca zostanie ukarana za swoje czyny i zginie u boku małego wampira. Robiło mi się smutno na samą myśl że, kolejne życia będą odebrane przez tych co rzącą naszym światem.
Wampirzyca wypuściła dziecko ze swoich objęć i postawiła zpowrotem na scene. Próbowałem podsłuchać myśli owej wampirzycy ale nie znałem jej głosu a że, wszystkie głosy w mojej głowe opowiadały tylko o piękej muzyce trudno było mi dojść do głosu i toku myślenia wampirzycy. Próbowałem skupić się na wampirzycy i wbiłem wzrok w tył jej głowy kiedy siadała spowrotem na swoim krzyśle w pierwszym rzędzie.
W tym samay momencie usłyszałem głos który nie pochodził z hałasu z mojej głowy. Łagodny głos pochodził od kobiety która stała metr przede mną. To musiała być derekytorka tutejszej szkoły. Kobieta w śrenidm wieku. Johanna Owson. Kiedy na mnie spojrzała odrazu usłyszałem jej głośne myśli. Taki młody? Chyba bardzo szybko ukończył te studia bo nie wygląda na kogoś kto ukończył Juilliarda*. No, ale z takim wyglądem pewnie równie dobrze mógłby być modlem, i to bez wykształcenia.
-        Witam, nazywam się Edward Cullen, miałęm się tu dzisiaj zjawić, powiedziałem. Normalnie podał bym jej dłoń na powitanie, ale temperatura mojej skóry by ją przeraziła.
-        Witam, ja jestem derektorem tej szkoły, Johanna Owson, powiedziała z błyskiem w oku, nie wiedziałem o czym w danej chwili myślała, miałem już dość adoratorek.
-        Proszę za mną, oprowadzę pana po szkole a podem podpisze pan niezbędne dokumęty. Odwróciłą się i zaczeła iść. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na scenę, nie było już na niej pięknej dziewczynki, na scenie stała szkolana orkiestra, dojrzałem brązowe włosy wampirzycy, wciąż siedziałą na swoim miejscu w pierwszym rzędzie.
Podąrzyłem za dyrektorką. Szła szypkim tempem, ale z łatwością dotrzymałem jej kroku. Szliśmy korytarzem, potem zkręciliśmy w lewo, mineliśmy kilka klas aż na końcu wszliśmy do pomieszczenia za czerwonymi drzwiami. W pokoju było jasno, białe ściany, biała podłoga. Były pułki z nutami i biórko, ale ze wszystkim kontrastował czarny fortepian stojący na środku pokoju. Ogromy czarny instrument, świecił się w blasku lamp i zachodzącego słońca w oknie.
***

*słynny collega w ameryce, napewno słyszeliście
I co, wyszłąm z wprawy po długiej przerwie? Odpowiedzi na to pytanie zostawiam wam. Z góry przepraszam za błędy.
Buziki
-złotooka

niedziela, 7 października 2012

Przepraszam...

Witajcie 
mam nadzieje, że nie myślicie, że was poprostu olałam bo tak rzadko dodaje nowe notki. Prawda jest taka, że ostatnio nie mam weny i nie wiem co dalej pisać, dlatego postanowiłam zrobić sobie małą przerwę. Postaram się wrócić za dwa tygodnie z nowymi notkami i nowym wyglądem. Mam nadziej, że po moim powrocie nadal będzieće mnie wspierać.
Buziaki
-złotooka