środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 16


Witajcie!! Dłużej prawcowałam nad tym rozdziałam bo specialnie chciałam żeby wam się podobał! Niestety sądze, że to będzie ostatnie notka przed świętami. Jade do polski za 9 dni i wracam dopiero 3 stycznia. Będe mieszkać u babci która ma komputer, ale jest on taki wolny, że nie da się na nim nic zrobić. Swojego komputera niestety nie mogę zabrać. Nie sądze też, czy wogóle będe miała czas żeby pisać. Zapraszam na notkę którą dedykuje aisa_g33, to super dziewczyna, ale niestety ma z nią tylko kontakt mailowy :(
***
Chodziłam nerwowo po salonie wielkiego domu Cullen’ów. Niebyło już ich od półtorej godziny! «Nie denerwój się Bello» powiedziała Esme jakby czytała moje myśli. Sama siedziała na sofie koło Nessie i wyglądała na kompletnie rozluźnioną. Lecz dostrzegłam, że nerwowo puka paznokciami o kolano i przeczesuje palcami włosy. Nawet ona nie mogła już udawać, że wszystko jest w porządku. Edward, Carlisle, Jasper i Emmett wybiegli odrazu kiedy dowiedzieli się, że Natalie uciekła. Oczywiście nasza zguba mogła poprostu udać się na spacer albo na małe polowanie, ale jej zachowanie z przed dwóch godzin nie świaczczyła o niczym dobrym.
Na dworze rozpadało się na dobre. Tym razem puch nie spadał powoli na ziemnię, tylko spadał na ziemię z ogromną szybkością i w wiekiej ilości. Ogromne powiewy wiatru nie ułatwiały ani widoczności, ani orjentacji. Alice siedziała dziwnie cicho prz pianinie i przyciskała pojedyńcze klawisze w dowolnej kolejności. Rosalie siedziała równie cicho na podłodze koło pianina i od czasu do czasu posyłała Alice swoje zmartwione spojrzenia. Tylko Renesmee nie udzielał się zły nastrój. Ze słodkim uśmiechem na twarzy piła swoje kakao. Jednak kiedy Alice siedziała przy pianinie i pojedyńcze nudy odpijały się echem po pokoju, Nessie niespokojnie spoglądała to na mnie to na instrument. Nagle odłożyła swój kubek i zerwła się ze swojego miejsca. Po czym usiadała koło Alice i sama zaczeła grać. Tą melodią którą zaczeła grać, była moja kołysanka. Esme i Rosalie zesztywniały w miejscu i spojrzały na Nessie. Alice uśmiechneła się.
Nessie grała piękną płynną melodię. Jej palce poruszały się zwinnie po klawiszach. Grała wszystkim dobrze znaną melodię, lecz w jej wersji przybierała nowy wymiar. Ostatnia nuda odbijała się echem po pokoju, a w tej samej chwili drzwi frontowe się otworzyły. Czwórka męrzczyzn weszła do salonu. Każdy z nich miał inny wyraz twarzy, ale wszystkie świadczyły o jedny, nie znaleźli jej. Nessie odskoczyła od pianina jak poparzona, podeszła do mnie i schowała się za mną. Widocznie bała się, że właścicel pianina który właśnie wszedł do pokoju, nie będzie zadowolony, że grała na instrumęcie bez pozwolenia. Trudno powiedzieć skąd wiedziała, że to właśnie Edward jest właśćielem pianina. Może to sprawka Alice albo Rosalie? Pierwsza odezwała się Esme. « Jak wy wyglądacie, cali mokrzy», gospodini próbowała odwrócić naszą uwagę od złej atmosfery. To nie do końca pomogło, ale w końcu chłopcy poszli się przebrać. Za Emmettem na schodoch podążyła Rosalie, a Esme i Alice już zapewne były w pokojach z pozostałymi chłopakami. Tylko Edward został.
Jego kasztanowe włosy były całe mokre, ale widocznie ani to, ani mokru ubiór mu nie przeszkadzał. Nessie nadal chowała się za mną. Nauczyłam ją, że nie wolno brać cudzych rzeczy bez pozwolenia, a ona widocznie bała się kary ze strony Edwarda. Lecz Edward ukucnął i wyjął przed siebie dłoń. Nessie się lekko wychyliła i stanełe przede mną, jednak nie ujeła jego dłoni. «Grasz?», zapytał wskazując na pianino. Nessie lekko kiwneła głową. «Zagrasz dla mnie?». Twarz Nessie rozpromieniała, a małą usiadła na stołku przed instrumętem. Edward usiadł obok niej. Nessie zaczeła grać melodię z koncertu, a Edwad nie spodziewanie dołończył się jakby znał melodię na pamięć. Melodia brzmiała jakby Nessie i Edward ćwiczyli nad nią tygodniami.
Nagle zły nastrój minął. Byłą jedynia muzyka. Lecz ja wiedziałam, że to jedynie cisza przed burzą.
***
Niestety nie znalazłam takiej wersji melodi jaką bym chciała, więc musicie sobie spróbować wyobraźć ich grę. Orginalną piosękę znajdziesz tutaj. Jak się wam podoba nowy wygląd? To widzimy się po świętach! Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!!
Buziaki
-złotooka

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 15


Info piszę na szybko więc mam kilka informacji:
Wiem że notka jest krotka, ale w poniedziałek dodam kolejny rozdział
Niedługo spodziewam się nowego szablonu do mojego bloga, mam nadzieje że wam się spodoba.
Detykóję tę notkę dla wszystkich którzy czekali na nn i jeszcze nie są na mnie źli. Zapraszam i z góry przepraszam za błędy.
***
Głucha cisza wypełniła pokój. Edward patrzył się na mnie intensywnym wzrokiem. Jego oczy przypominały kolor płynnego złota. «Czego ode mnie oczekujesz?  Przeciesz i tak już wszystko wiesz» powiedziałam i odwróciłam wzrok. Edward podszedł do mnie i patrzył spojrzał przez okno. Jego wrok utkwił w jego córce. Też spojrzałam na Renesmee. Biegała wesoła po polanie, uciekała od wciąż goniącego ją Emmett’a. Po chwili na dwór wyszła Rosalie, patrzyła wesołym wzrokiem w goniącą się dwójke. «Ciągle o ciebie pytała» powiedziałam, «Nie znała cię, a czasami wydawało mi się, że za tobą tęskin», spojrzałam przelotnie na Edwarda, po czym mój wzrok spowrotem wylądował na Nessie. «Ja za wami też tęskniłem... Za tobą». Wtedy spojrzał na mnie. Jego oczy były suche. Płakał. «Nie» odpowiedziałam satnowczo. «Zostawaiłeś mnie, pamiętasz, poweidziałaś, że już mnie nie chcesz. Ale teraz proszę cię tylko o jedno, nie odepchnij Nessie jak odepchnąłeś mnie. Ona potrzebuje ojca. Nie będę kłamać, wiem, że już mnie nie kochasz, ale... okłamała bym cię mówiąc, że nie chce twojej miłość». Zapadła długa cisza, a ja nadal nie potrafiłam spojrzeć Edwardowi w oczy. Spodziewałam się kolejnego odpchnięcia z jego strony, albo nawet tego, że mnie wyśmieje. Ale tak się nie stało.
Edward przysunoł się do mnie. Dzieliło nas zaledwie 30 cm i ten dystans się zmniejszał. Nie wiedziałam co robię. Właśnie powiedziałam miłości mojego życia, że mnie zostawił, wypomniałam mu, że już mnie nie kochał. A on zamiast przyznać mi racje albo odejść, zrobił coś kompletnie nieprzewidywalnego. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jego oczy były syche. Płakał. Tak po wampirzemu. Bez łez. Niestety nie byłam pewna co było przyczyną tego zachowanie. To, że właśnie dowiedział się, że ma córkę, czy raczej moje wyznanie. Niestety zapomniałam przymyśleć zaistniałom, utonełam w płynnym złocie jego oczu.
Kątem oka zobaczyłam, że słońce już zaszło, a ciemne chmury kompletnie przysłoniły gwiazdy. Nie wiedziałam czy Nessie wciąż biego po dworzu, czy może Esme lub Rosalie zagoniły ją do środka. Straciałam końcówkę kontroli kiedy usta moje i Edwarda dzieliły zaledwie cztery centymetry. Nagle ktoś wbiegł do gabinetu. Ja i Edward odskoczyliśmy od siebie gwałtownie. W dziwiach stał nikt inny jak Emmett. Niestety w jego oczach nie było rozbawienia, jakby chciał nam zrobić żart przerywając naszą chwilę. Miał w oczach szok, i panikę. «Natalie» powiedział trzymająć się ramy drzwi. «Ona znikneła»
*** 
Mam nadzieje, że wam się podobało, mam ostatno duże braki weny oraz czasu. Na szczęście w następnym tygodniu wszystko ustąpi i wszystko powinno wrócić do normy. Zaczełam też czytać Harrego Pottera i książki polecam z całego serca <3 <3

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 14

Wiajcie! Wiem, że rozdział znów spórzniony, ale niestety za tydzien rozdział też będzie we wtorek bo w poniedziałek i środe ma całodniowe testy, a we wtorek akurat mam wolnom luke ;)
***
Carlisle podniósł się powoli z krzesła i podszedł do wielkiego okna. Znów spojrzałam na zdjęcie. Chłopiec nie mógł mieć więcej niż pięci lat, okrągła buzia dziacka była taka niewinna, taka perfekcyjna. Lecz czułam, że Carlisle nie pokazał mi tego zdjęcia bez powodu. Doktor westchnął głośno,wciąż odwrócony do mnie plecami i zaczął opowiadać.
-      - Pierwszyą styczność z nieśmiertelnymi dziecimi, miałem kiedy pierwszy raz spotkałem naszych kuzynów z Denali. Tanya, Irina i Kate, piękne, nierozłączne siostry, nawet jeśli biologicznie nie były ze sobą spokrewnione. Wszystkie zostały stworzone przez Sashę, wampirzyce której nie miałe przyjemność spotkać ponieważ została zabita jeszcze zanim się urodziłem, spojrzałam na rysunek w mojej dłoni, gdzieś w oddali słyszałam kroki Nessie w bibiliotece.
-      - Sasha kochała swoje córki i zrobiłaby dla nich wszystko, dlatego też nie powiedziała im, że stworzyła Vasilii, nieśmiertelnego trzy-latka. Takie dzieci siały chaos i zniszczenie, a według reguł Volturii miały być stracone razem ze swoimi stwórcami. Tylko niewiedza uratowała Tanye, Kate i Irinę przed ekzekucją, ale Denalki nigdy nie wybaczyły Volturii tego, że zabili ich matkę, Carlisle znów westchął, ale wciąż się nie odwrócił. Ja nadal wpatrywałam się w rysunek, nie wiedziałam co powiedzieć.
-      - Tanya, Irina i Kate patrzyły jak ich matka połonie z małym dzieckiem na rękach, a same nie mogły nic zrobić, nadal się do końca nie pozbierały, Carlisle zakończył swoją historię, ale zanim westchnąć ponownie, czego się spodziewałam, zaśmiał się cicho.
Odłożyłam rysunek na stół i podeszłam do Carlisle’a, zauważyłam, że doktor patrzy wesołym wzrokiem przez wielkie okno. Widok był piękny, słońca już nie było widać za horyzontem, ale jeszcze nie zapadła kompletna ciemność. Chmury nad górami, przybrały kolor różu i pomarańczu, ale nad Eatonville chmury były szare, prawie czarne. Spadał z nich miękki biały puch, widocznie padało już od kilku dobrych chwil bo na ziemi leżało już kilka centymetrów śniegu. Dopiero po kilku chwilach dostrzegłam obiekt śmiechu doktora. Nessie biegała po polanie za domem, miała na sobie tylko czarne spodnie i różową bluzeczkę okrytą szarym sweterkiem na długi rękaw, ale widocznie zimno jej nie dokuczało. Najpierw chciałam do niej pojść i okrzyczeć za brak kurtki, ale poprostu nie byłam w stanie przerwać jej zabawy. Nagle zobaczyłam czarną plamę, która podążała za moją córką, nagła panika ogarneła moje ciało i umysł. Mój matczyny instynkt wziął góre nad zdrowym rosądkiem. Jednak zanim zdążyłam się ruszyć do pomcy, plama zwolniła, twarz stała się ostrzejsza. Na moich ustach pojawił się uśmiech, Emmett w swojej czarnej skórzanej kórtce ścigał Nessie po całej polance, oczywiście specjalnie zwalniał żeby Nessie też mogła się nacieszyć zabawą.
-      - Wiem, że ona nie jest taka jak Vasilii i inne jemu podobne dzieci, powiedział nagle Carlisle. Uśmiech znikł z mojej twarzy, znów powróciliśmy do poważnego tematu.
-      - Jest tak podobna do swojego ojca, węstchnął Carlisle. Zesztywniałam.
-      - Wiedziałeś, powiedziałam tylko.
-      Miałem swoje teorie, ale dopiero po twojej rozmowie z Esme miałem pewność, spojrzał na mnie.
-      - Spokojenie nie podsłuchiwałem, powiedział kiedy zoboczył moją zmartwioną minę.
-     - Poprostu trzeba być głupcem, żeby nie zobaczyć podobieństwa, pozatym Esme tak długo czekała na ten momęt, że można było dostrzc treść waszej rozmowy w jej oczach, powiedział po czym położył dłoń na moim ramienu. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, bo skoro Carlisle, bez pomocy żadny nadprzyrodzonych mocy się dowiedział, Edward mógł odkryć tajemnicę przekraczając próg domu. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dziwięk, chciałam dać Carlisle’owi powód żeby nie dzielił się ze swoim synem nową informacją, ale prawda była tak, że nie miałam żadnego. Jedyne czego się bała to ponownego odrzucenia ze strony Edwarda, że znów będe musiała przechodzić przez to samo co się stało dwa lata temu. Długa chwila ciszy nastała między nami. Nagle uszłyszałam kroki i odwierające się drzwi.
-      - Carlisle, znajomy głos rozbrzmiał po bibiliotece. W drzwiach do gabinetu pojawił się Edward i jak mnie zobaczył przystanoł w połowie kroku. Jak mogłam nie zauwarzyć, że już wrócił!
-      - Zostawie was, powiedział doktor i zaczął zmierzać w stronę drzwi w których pojawił się jego syn.
-      - Sądze, że musicie porozmawiać. Doktor spojrzał jeszcze znacząco na Edwarda i wyszedł. Kolejna chwila ciszy.
-      - Umm, Edward zrobił kilka kroków w moją stronę. Pewnie też nie wiedział co powiedzieć.
-      - Słyszałem od Alice co Natalie próbowała zrobić, przepraszam cię z nią, powiedział i zatrzymał się dwa metry odemnie.
-      - Nie trzeba, miała do tego prawo, powiedziałam i spojrzałam na dół żeby ukryć ból w moich oczach.
-      - Nie, nie miała, nikt nie ma prawa do bycia osądzanym w taki sposób, a szczególnie niewinne dziecko, wskazał dłonią w stronę Reesmee wciąż bawiącą się z Emmett’em w śniegu.
-      - Widocznie wiele się stało przez te dwa lata, powiedział, opuszczając dłoń.
-      - Więcej niż ci się wydaje, powiedziałam i spojrzałam na jego piękną twarz.
-      - Do której klasy chodzi, zapytał i spojrzał z utęsknienię na biegnącą Nessie.
-      - Właśnie poszła do drugiej, powiedział cicho.
-      - I mogę się założyć, że jest najmądrzejsza w klasie, uśmiechnął się lekko.
-      - Gra też na pianinie, powiedziałam z nadzieją, że sam domyśli się tego czego maiałam zamiar mu powiedzieć. Edward lekko zesztywniał, ale odpowiedział:
-      - Wiem. Wiem też, że ma twoje oczy i że, kocha muzykę klasyczną, że śni o spotkaniu swojego ojca..., przerwał na chwilę i spojrzał na mnie.
-      - I chcę, żeby jej mama przestała płakać po nocach. Edward już się nie uśmiechał, patrzył się tylko na mnie intensywniem wzrokiem.
-      - Więc powiedz to co wszyscy wiedzą, ale nikt nie chce powiedzieć tego na głos.
***
Jak tam, już widze wasze komętarze, nie wytrzymam do nn, czemu tak przedłuszasz? Sorry, że taka jestem, ale ostatni nie mam weny, a rozdziały przychodzą z dużym oporem :/
Przpraszam za błędy ortograficzne.
Buziaki
-złotooka

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 13


Przepraszam, że nie było nn wczoraj, prawda jest taka, że notka nie była wczoraj skończona. Nie mam tyle czasu do pisania ile chciałambym mieć, lekcje mnie przytłaczają chociaż muszę się pochwalić, że 5 którą dostałam dziśaj z angielskiego podniosła mnie na duchu =D
Ta notka jest specjalnie dla Jazz, twoje komętarze podnoszą na duchu ;)
***
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie dziwiło mnie, że to ją interesuje. Edward to jej najukochaniszy syn i jej zdaniem zasługiwał na miłość bardziej niż ktokolwiek. Otworzyłam usta żeby odpowiedzieć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dziwięk. Co jeśli Edward usłyszy o czym rozmawiamy? Bo nawet jeśli nie ma go w domu, to wystarczy jedna myśl Esme kiedy Edward jest w pobliżu i już sprawa jest wydana. Esme zobaczyła mój niepokój.
-      - Spokojnie, powiedziała.
-      - Jest na polowaniu i mogę ci obiecać, że odemnie nic się nie dowie, tyle lat już mieszkam z moim syne pod jedny dachem, że już nauczyłam się kryć swoie myśli, powiedziała i uśmiechneła się chytrze. Westchnełam głośno, nie wiedząc co powiedzieć.
-      - Bello, jak muszę wiedzieć, proszę, Esme spojrzała na mnie z błagalnym spojrzeniem.
-      - Tak, odpowiedziłam zrezygnowana.
-      Edward jest jej ojcem, kiedy to powiedziała, oczy Esme zabłysły, ujrzałam w nich radość, nadzieje... tyle emocji.
Esma przytuliła mnie do siebie i podziękowała, nie musiałam pytać, wiedziała, że dziękuje za to, że dałam Edwardowi coś co mogło sprawić żeby znów był szczęśliwy, ale zanim zdąrzyłyśmy przedyskutować dalsze plany, usłyszałyśmy otwiarające się drzwi, cichy syk, kilka warknięć. Esme oderwała się odemnie i pobiegłyśmy na dół, gdzie zamieszanie już się zaczeło. Kiedy wpadłyśmy do salonu, sytuacja była bardzo napięta. W dziwach do pokoju stała ta blond wampirzyca która była w lesie i ku moiemu zdziwieniu warczała na moją córkę. Rosalie i Alice odgrodziły wampirzyce i Renesmee od siebie własnymi ciałami.
-      - Jej nie powinno tu być, powiedziała wampirzyca i wskazała na Nessie.
-      - Ani jej, powiedziała i wskazała na mnie.
-      - Natalie, to nie jest tak ja myślisz, powiedziała Alice ale, Natalie jej przerwała.
-      - Sami mówiliście, że trzeba przestrzegać reguł, bo inaczej nas wszystkich zabiją, powiedziała Natalie i zrobiła krok do przodu.
-      - Ależ żadne reguły nie zostały złamane, przeciesz wiesz, powiedziałam i też zrobiłam krork do przodu.
-      - Ty nie masz tu nic do powiedzenia, lepiej zabieraj swojego małego mutanta z tąd zanmi dla nas wszystkich będzie za późno, powiedziała ostrym jak brzytwa tonem, jednak zanim zdąrzyła coś jeszcze powiedzieć, rzuciłam się na nią. Unieruchomiłam jej dłonie i przycisnełam do najbliszszej ściany. Jednak Natalie musiała być bardziej doświczczona odemnie i wyrwała się z uścisku, następnie to ona przycisneła mnie do ściany i ścisneła mi szyję.
-      - Moje dziecko nie jest mutante, udało mi się wysyczeć.
-      - Może i nie, ale przez was wszyscy jesteśmy w niebezpieczeńsiwie, powiedziała Natalie. W pokoju nikt nie odważył się ruszyć. Nawet Nessie nie wiedziała co zrobić. Nagle drzwi znów się otworzyły, a do domu weszli Carlisle i Jasper.
-      - Co tu się dzieje, zapytała zaszokowany Carlisle. Natalie zobaczyła zdziwoną minę doktora i odrazu mnie puściła. Widać było, że darzy szacunkiem doktora i nie chciała go zawieść. Jasper podszedł do Alice i objął ją w talii.
-     - Uspokój się Natalie, powiedział jak zwykle spokojny. Lecz Natalie nie miała zamiaru się uspokojć.
-      - Uspokjć się? Przeciesz możemy przez nie umrzeć! Tego chcesz? Zapytała Jaspera drżącym głosem.
-      - Nikt tu nie umrze, powiedział głośno Carlisle.
-      - Przynajmniej nie z winy Belli i tego małego dziecka, doktor spojrzał na Nessie i na jego twarzy zagościła ciekawość.
-      - Bello, weź ze sobą dziewczynkę i udaj się ze mną do mojego gabinetu, chciałbym z wami porozmawiać, Carlisle udał się do góry schodami na których wciąż stała Esme, pogłaskał ją lekko po policzku i udał się do góry.
Podeszłam do Nessie i wziełam ją na ręce, po chwili byłyśmy na szczycie schodów tuż za doktorem. Weszliśmy do tego samego pokojó w którym rozmawiałam z Esme, jednak tym razem nie pozostaliśmy w głownej części pokojó, tylko udaliśmy się w głąb pomieszczenia. Carlisle szedł pszodem między półkami aż doszedł do drewnianych drzwi, poczym je otworzył i zaprosił mnie gestem do środka. Ku moim oczom okazał się duży biały pokój, który musiał być prywatnym gabinetem lekarskim na co wskazywały rozmaite maszyny widziane w szpitalach. Cały pokój rozświetlało wielkie okno, który rozciągało się po całej ścinie na przeciwko drzwi. Za oknem słońce prawie zaszło, tylko małe część świecistej kóli była widoczna za horyzontem. Nessie też rozgrondała się z ciekawością po pokoju, mała nigdy nie była u lekarza poniewarz nigdy nie było to potrzebne. Postawiłam ją na podłodzę.
-      - Tylko niczego nie zepsój, powiedziałam, na co Nessie odpowiedziała radosnym spojrzeniem.
Carlisle podszedł do jednej z wielu półek przy ścianie i wciągłną  książkę pokrytą bordową skórą. Położył ją na wielkim stole i sam usiadł na krześle. Otworzył książkę na pierwszej stornie i zaczął przewijać strony dalej. Wyglądał jakby czekoś szukał. Dopiera teraz zauważyłam, że książka nie była książką, tylko dziennikiem, który cały był zapełniony ręcznie napisany tekstem. Carlisle przewijał powili już zżółknięte kartki, które widocznie miały już swoje lata. Nagle między stronami dziennika, pojawiła się osobna kartka, była o wiele mniejsza od samego dziennika więc nie było jej widać między stronami. Ową kartką okazał się być czarno biały rysunek. Carisle podał mi w ciszy kartkę. Rysunkek ten przetstawiał pięknego chłopca.
***
Oglądaliście już Breaking Dawn Part 2?? Jaoglądałam w sobotę i sądze, że film jest świetny. Nawet jeśli czytałam książkę i widziałam dużo różnic to i tak sądzę, że film jest super.
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne :)
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 12


Witajcie kochani!!! Zapraszam was na notkę nr.12. Jak to szybko leci, zdaje się, że to tak niedawno kiedy pomysł żeby założyć bloga pojawił się w moiej głowie... (flasback). Tak czy inaczej, zostałam nominowana do nagrody Liebster Award przez MissBloody, ale nie mam zbytnio czasu żeby wymyślać nowe pytania i rozsyłać nominacje, ale mogę odpowiedzieć na pytanie które mi zadała i wystawie je w osobnej notce, mam nadzieje, że jeszcze dzisiaj. Miłego czytania:
***
Z punku wiedzenia Belli:
W ciemnych oczach Carlisle dostrzegłam nie pokój i bezradność. Patrzył się na Renesmee intęsywnym i zamyślonym wzrokiem. Wiedziałam, że Nessie czuje się niezręcznie, nie musiałam nawet na nią patrzeć, pod tym względem byłyśmy takie same. Niepokój Carlisle też był wywuwalny w powietrzu. Wszyscy czekali aż doktor znajdzie odpowiedz na pytanie, przez które byliśmy tacy bezradni. Co teraz? Jeśli Cullenowie wiedzą o istnieniu mojej córki, to tylko kwestia czasu aż Volturii się dowiedzą. Nie wiedzieliśmy nawet, czy by nas wysłuchali zanim by wykonali wyrok. Czy dali by szansę wytłumaczyć. Nagle Carlisle westchnął głośno i spojrzał na Edwarda.
-      Zabierz Bellę i jej..., spojrzał ukradkiem na Nessie.
-      towarzyszkę, do domu, Esme zpewnością się ucieszy kiedy cię zobaczy, ostatnią część polecenia, skierował do mnie. Edward tylko lekko kiwnął głową, następnie odwrócił się i spojrzał na mnie znaczącym spojrzenie, żebym biegła za nim. Wziełam Nessie za rączkę i razem z Edwardem pobiegłyśmy w gęstwine.
Podróż mineła nam w ciszy, Edward widocznie tłumił w sobie dużo emocji bo wyglądał jakby miał zachwilę wybuchnąć. Posiadłość Cullenów jak zawszę mieściła się w środku lasu, duży dom w klasycznym stylu, wtapiał się w otoczenie lasu.
Esme wyrywała ostatnie w tym roku chwasty, w ogrodzie. Jej karmelowe włosy przysłaniał kabelusz ogrodniczy w kolorowe kwiaty, a w rękawiczkach do kąpletu kopała ziemię małą zieloną łopatką. Kiedy usłyszała brzęk silnika na podjeździe, gwałtownie odwróciła głowę. Kiedy zobaczyła Edwarda i wyczuła jego niepokój, na jej twarzy pojawił się cień smutku. Jednak kiedy zobaczyła, że wysiadłam ze strony pasażera, na chwilę zesztywniała, a następnie na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. W ułamek sekundy podbiegła do mnie i objeła mnie ramionami.
Zabaczyłam, że z domu wybiega Alice, na jej ustach zwitał szeroki uśmech, a w jej cieniu podąża za nią zdziwiona Rosalie. Jak zwykle piękna, blondynka nigdy za mną nie przepadała, ale to mój brak szacunku do ludzkiego życia tak ją odemnie odpychał. Czy ten cien uśmiechu na jej twarzy, świaczczył o tym, że jednak możemy mieć dobre relacje, kiedy już byłam jedną z nich? Wesoły nastrój domowników był wyczuwalny, ale nagle kolejne drzwi srebrnego volvo się otworzyły, a z auta wyszła zdezorientowana Nessie. Wszystko staneło, Alice zatrzymała się w biegu, Rosalie tuż za nią, a Esme ścisneła mnie mocniej w ramionach. Wszyscy wpatrywali się w Nessie, każdy innym wzrokiem, w tym czasie mała schowała się za moimi nogami i przytuliła się do mojego uda. Jej odwaga wyparowała w tym momęcie kiedy wróciła z Edwardem do Carlisla i reszty Cullenów w lesie, i zobaczyła Jasper trzymającego mnie w żelaznym uścisku, zdała sobie sprawę, że ci którzy się na nas natkneli w lesie, są owiele silniejsi niż przypuszczała. Esme jako pierwsza się poruszyła, wypusiciła mnie z uścisku i połorzyła mi dłonie na ramionach. Jej oczy zrobiły się suche. Płakała, po wampirzemu czyli bez łez.
-      Bello, tak dobrze cię znów wiedzieć, następnie ukucnęła i wciąż się uśmiechając, zwróciła się do Nessie.
-      Witaj słonko, mam na imię Esme, a ty? Nessie patrzyła się na Esme ze strachem w oczach, spojrzała na mnie czekając na moie pozwolenie, kiwneła lekko głową, a Nessie spojrzała spowrotem na karmelowowłosą kobietę i powedziała cicho.
-      Jestem Renesmee, powiedziała Nessie a jej policzki przybrały lekki kolor szkarłatu. Esme też to zobaczyła, bo spojrzała na mnie z szokiem w oczach. Już chciała coś powiedzieć, ale nie wydała z siebie żadnego oddgłosu. W jej głowa była zapewne pełna pytań. Jednak zanim zdążyła zadać które kolwiek z nich, poczułam, że Nessie się trzęsie. Było jej zimno.
-      Możemy dokączyć ta rozmowę w domu? Zapytałam na co Esme lekko kiwneła głową. Wziełam Nessie za rączkę i wszyscy podąrzyli za Esme do drzwi.
***
Renesmee usiadła spowrotę na moich kolanach. Właśnie pokazała Alice te same wspomnienia które wcześniej zobaczyły Esme i Rosalie. W salonie zapadła cisza, jedyny dziwięk wydobywał się z kominka w rogu, w który na moją prozibę zostało rospalone. Nessie pobijała drugie kubek ciepłego kakao, wreście było jej ciepło. Odrazu jeg weszłyśmy do salony, Nessie dostrzegła wielki czarny fortepian przy drewnianych schodach, widziałam ten radosny błysk w jej oczach. Jednak Nessie była zbyd nieśmiała żeby zapytać się o pozwolenie do gry, ale chyba wszyscy w pokoju widzeli z jakim utęsknionym wzrokiem wpatróje się w piękny, czarny instrumęt.
-      Bello mogłybyśmy porozmawiać gdzieś w cztery oczy? Zapytała się Esme i wstała z sofy na której wygodnie się usadowiła.
-      Oczywiście, powiedziałam i też wstałam. Nagle Nessie złapała mnie za rękę. Nadal bała się zostać sama. Spojrzałam na Alice i Rosalie. Obie pokiwały głowami, a Rosalie już nie mogła spuścić oczy z Nessie. Cieszyłam się tym widokiem. Chociarz raz mogła zobaczyć szczerz cieszącą sie Rosalie.
-      Zostań tutaj z Rosalie i Alice, powiedziałam do Nessie.
-      Pewnie mają jakieś niespodzianki dla ciebie, szepnełam jej du uszka, pełnie świadoma, że wszyscy to słyszą. Oczka Nessie rozbłysły a na jej buzi pojawił się mały uśmieszek. Esme stała już przy schodach i patrzyła się na mnie dziwnymm wzrokiem. W jej oczach było coś czego nie byłam wsatnie rozczytać. Jakaś mieszanka nadzieji i ciekawości. Podeszłam do niej i odwróciłam się w stronę dziewczyn. Czyłam się jabym już nigdy nie miała by zobaczyć moiej córeczki.
-      Nie bój się Bello, zajmiemy się nią, powiedziała Rosalie z ciepłym uśmiechem na twarzy. Była tak szczęśliwa, że jest to uśmiech specialnie dla mnie. W jej oczach kryła się wdzięczność.
Odwróciłąm się spowrotem w stronę Esme i obie podąrzyłyśmy na piętro. Esme prowadziła mnie przez korytarz który wydawał się ciągnąć i ciągnąć, nagle odworzyła wielkie brązowe drzwi i obie weszłyśmy do środka. Pokój okazał się być ganinetę i zarazem biblioteką. Brązowe ściany i wykładziny dodawały pomieszczeniu pewnej tajemniczości. Za wielkim biurkiem na środku pokoju były ogromne półki z książkami. Nad biurkiem był też balkon i schody które zapewne prowadziły do reszty pułek znajdujących się na piętrze. Esme usiadła na sofe przy okiene na prawo od drzwi i gestem ręki zachęciła mnie do dołączenia obok niej. Usadowiłam sie na wielkiej brązowej sofie a w tym samy czasie Esme spojrzała na mnie tym samym wzrokiem co na schodach.
-      Wiem, że nie mam prawa wtrącać się w twoie życie od kiedy cię zostawiliśmy, ale muszę wiedzić, powiedziała i połorzyła swoie dłonie na moich.
-      Oczywiście, pytaj o co chcesz, powiedziałam i dostrzegłam w jej oczach troskę.
-      Wiesz ja bardzo zależy mi na szczęściu Edwarda prawda? Kiwnełam lekko głową, nadal nie wiedządz dokąd ta rozmowa zmierza.
-      Dlatego muszę wiedzieć..., zrobiła małą przerwę i westchneła.
-      Czy to Edward jest ojcem Renesmee?
***
I co sądziće, ja jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, wiem, że wielu z was napewno napisze czemu skończyłaś akurat teraz, ale prawda jest taka, że chcę podtrzymać atmosferę. Z góry przepraszam za błędy =)
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 11


Witajcie!!!

Zapraszam na notkę nr.6. Dziękuję za wszystkie miłe komętarze, naprawdę zrobiło mi się ciepło na sercu ^^. Nie będę was już trzymać w niepewności:

***

Z punktu widzenia Edwarda:

Nadal byłem w szoku. Jak ona mogła to zrobić! Przecież ten kto ją stworzył musiał jej wytłumaczyć reguły. Nie tylko dla swojego bezpieczenstwa ale także dla bezpieczenstwa nowonarodzonej Belli. Nieśmiecrtelne dziecko które stworzyła nie biegło za szybko. W oddali widziałam jak skręca w gęstwine i wbegia na polane kąpiącą się w słońcu. Pobiegłem za nią na polanę i odrazu dostrzegłem wielki kamień na środku łąki. Dziewczynka była widocznie mało kreatywna bo jej trop kończył się za kamieniem. Nie chciałem jej spłoszyć, więc ukucnołem tam gdzie stałem i powiedział naj łagodniejszym jakim mogłem.
-      Wyjdzi, nie zrobie ci krzywdy, powiedziałm patrząc na trawę pod moimi stopami.
-      Nie wierze ci, nagle usłyszałem w głowie. Ogranoł mnie strach, skąd wiedziała o moim darze. Przecież Bella nie miała powodu jej powiedzieć, bo jeśli mnie nienawidziła, a powinna, to powinna probować o mnie zapomnieć a nie rozdrapywać stare rany.
-      Skąd wiesz o moim darze? Zapytałęm zdziwioy.
-      Odpowiadałeś na niezadane pytanie, tylko któś kto ma dostęp do innych umysłów może to robić, powiedziała dziewczynka poważnym tonem.
-      Jesteś mądra jak na swój wiek, powiedziałem i spojrzałem na kamien. Usłyszałem, że dziewczynka próbuje się podnieść. Widocznie siedziała na ziemi żeby pozostać niezauwarzoną.
-      Jestem młodsza niż ci się wydaje, powiedziała dziewczynka, stojąc już na nogach. Za kamieniem dostrzegłem jej rudą czuprynę.
-      Czy ty kiedykolwiek mówisz, było by łatwiej gdybyśmy mogli prowadzić tą rozmowę na głos, powiedziałem i również stanąłem na nogi.
-      Mówie tylko wtedy kiedy muszę, jeśli już musisz wiedzieć, z reguły jestem mało mówna... tak jak mama, tą ostatnią część zdania powiedziała już z goryczą w głosie. Biedna, widocznie nie wiedział, że wampirzyca która podawała się za jej matkę, wogóle nie miała z nią nic wspólnego. Dziewczynka wyszła zza kamienia i ustawiła się przed nim. Dzieliło nas pięc metrów, jeśli nie mniej.
-      Musisz wiedzieć, że twoja... matka, z trudem wypowiedziałem ostatnie słowo. Nie trudno było mi wyobrazić sobie Bellę jako matke, ale przez myśl mi przeszło, że to ja mogłbym być ojcem tej małej istotki. Niestety mała dziewczynka nie pozwoliła mi dokończyć, bo jej głos odbił się echem w mojej głowie.
-      Moja matka jest najlepszom osobą jaką znam, nie masz prawa jej osądzać. Ona chciała tylko dla mnie jak najlepiej. Zapytaj kogo chcesz, nawet dziadek ci tak powie, powiedziała dziewczynka z troską i strachem w czekoladowych oczach.
-      Dobrze, powiedziałem poddając się. Nie byłem w stanie zabić takiego dziecka, nawet jeśli było wampire, ale skoro Bella pozwoliła jej przebywać z Charlie’im, który zapewne był tym którym dziewczynka nazywała dziadkiem, znaczy, że jej ufała. Więc ja też musiałęm spróbować.
-      Zacznijmi od początku, mam na imię Edward Cullen, a ty jak się masz na imię? Zapytałem widząc, że w oczach dziewczynki zawitała dziecięca ciekawość.
-      Jestem Renesmee Carlie Swan, ale mów mi Nessie, powiedziała w mojej głowie. Zdziwiło mnie jej imię, było takie... nietypowo piękne.
-      Dobrze Nessie, powiedz mi ile masz lat i dlaczego tak mało mówisz, może masz jakiś dar? Zapytałem niepewien czy dostanę odpowiedzi.
-      Mam prawie dwa lata i mam dar, a właściwie to nawet dwa, powiedziała dziewczynka, nie odpowiadając na wszystkie moje pytania.
-      Twoja kolej, dodała.
-      Ja mam 109 lat i jak już wiesz umiem czytać w myślach.
-      Opowiedz mi trochę  twoim życiu i co pamiętasz z popszedniego życia, powiedziałem i podeszłem trochę bliżej. Dziewczynka się nie zlękła, tylko stała przy kamieniu i spojrzała mi w oczy. Musiała być głodna, bo jej oczy były ciemne, ale w jej oczach było coś dobrego, coś ludzkiego. Jednak patrzyła się na mnie pytająco, jakby nie wiedziała o czym mówię. Mineła chwila zanim się odezwała.
-      Jakiego poprzedniego życia? Ja się tak urodziła, moja mama urodziła mnie taką dwa lata temu. Opowiadała mi o tym. Mój ojciec ją zostawił, była kompletnie sama i zagubiona. Na szczęście znalazła Hulien. To ona jej pomogła i przemieniła. Mam jeden dar po każdym rodziców, tyle odwrócony o 180 stopni. Kiedy dziewczynka skończyła monolog, wpatrywałem się w nią długo i intesywnie. Już nie wiedziałem komu wieżyć, nieznajomej dziewczynice, czy intuiicji.
-      Ale... jak? Udało mi się wyjąkać.
-      Wciąż nie rozumiesz, zapytała jakby odpowiedz na to całe zamieszanie była banalnie prosta. Jednak ja nadal nie mogłe pojąć o co jej chodzi.
-      Jestem dhampire, Edwardzi, hybrydą człowieka i wampira, moja matka urodziła mnie jak jeszcze była człowiekiem i ledwo uszła z życiem po porodzie, ale jeśli będzie ci łatwiej to pojąć, mogę ci to pokazać, zdziwiny kiwnołem głową i spowrotem ukucnołem. Mała dziewczynka podeszła do mnie. W tej pozycji była wyszsza ode mnie, a jej kasztanowe włosy błyszczały się w zachodzącym słońcu.
-      Jak masz zamiar mi to pokazać? Zapytałem z lekkim uśmiechem na ustach. Ta mała dziewczynka przynosiła radość tylko swoją obecnością i teraz kiedy byłem prawie pewien, że jest niewinna też mogłem sie cieszyć.
-      To mój dar Edwardzie, mój dotyk otwiera drzwi do mojego umysłu, usłyszałem cicho w mojej głowie, w tym samym momęcie dziewczynka połorzyła rączkę na moim policzku.
***
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, czyję, że czegoś mu brakuje... 
z góry przepraszam za błędy i proszę i komętarze :D
Buziaki
-złotooka

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 10

Witajcie, wielu z was mówiło, że trzymam was w niepewności, dla mnie to wszystko dzieje się za szybko!!! Ale ten rozdział jest decydijący. Mam dla was kilka informacji:
1) notki będą co tydzień w poniedziałki, wtedy mam cały tydzień, żeby napisać dla was super rozdział
2) zrobiłam nowe podstrony. W podstronie NN... możecie mnie powiadamiać o nn na waszych blogach, na  Spis Treści są linki do wszystkich notek na blogu, co moim zdaniem jest bardziej przejrzyste niż archiwum na blogspot.
Co do tej notki, nie jestem z niej taka zadowolana, chociaż podobała mi się bardzo kiedy ją pisałam, może to przez mój humor, ciekawo co bardziej zepsóło moj dzień, to, że się nie wyspałam, czy to, że kiedy wstałam zobaczyłąm za moim oknem 15 cm śniegu (typowa jesienna pogoda w Norwegii) brr...
Tak czy inaczej notka jest dłuszsza niż normalnie bo jest też specialnie dla was wszystkich!! Zapraszam:
***
Z punktu widzenia Belli:
-        Zmieniłaś się, powiedział Charlie i patrzył na mnie dziwny wzrokiem. W jego oczach dostrzegłam ukrytą troskę.
Właśnie stałęm przy umyalce w domu mojego ojca w Forks. Charlie stęsknił się i za mną, i za swoją wnuczką, więc nawet jeśli jego umiętności  kuchni kończyły się na gotowaniu wody i robieniu kanapek, i tak postanowił zaprości nas na opiad, a jednocześnie wynagrodzić Nessie jego brak na jej pierwszym występie. Pomysł ojca skończył się tym, że to ja przygotowałam obiad a on mógł spędzić czas z Nessie i Jacob’em, który też został zaproszony. Po obiedzi miał się odbyć mały koncert w wykonaniu Nessie.
Właśnie skończyłam myć naczynia po posiłku, a mój ojciec siedział przy kuchennym stole i sączył powoli swoją kawę. Z salonu słyszałąm keybord Nessie i dosłonie słyszałam jak Jake się uśmiecha podziwiając grę mojej córki. Talent bezwątpienia ma po swoim ojcu. Przed oczami staneła mi wizja Edwarda z Renesmee na kolanach przy pianienie. Uśmiech na bezbronnej twarzy Nessie i duma w złotych oczach Edwarda. Z zamyśleni opudził mnie głos ojca, prawie zapomniałąm, że zadał mi pytanie.
-        To przez niego Bello? Zapytał ojciec, w tym samym momęcie muzyka z salonu ucichłą. Nessie dobrze wiedziała o czym rozmawiamy i wiedziała też, że wie o tym temacie wszystko powinna wiedzieć, ale moja córka wiedział, że coś przed nią ukrywam. Nessie nie wiedziała, że to jej ojciec skąponował kołysankę którą co noc nucę jej przed snę, nie wiedziała, że jej ojciec mogł czytać we wszystkich umysłach oprócz mojego.
-        Nie tato, nie wiedziałm Edwarda odkąd się wyproadził i nie mam zamiaru go widzieć, poweidziałam bez wachania.
To było tylko w powłowe kłamstwo, naprawdę nie wiedziałm Edwarda od czasu kiedy mie wtedy zostawił w lesie, ale tak naprawdę bardzo chciałąm go zobaczyć. Lecz wiedziałm, że to niemożliwe, jeśli ktoś z wampirzego świata dowiedziałby się o Nessie, mogliby ją wziąści za nieśmiertelne dziecko i jeśli wieści doszłyby do Włoszech, nie udałoby mi się obronić nas obu. Kłamstwa tak łatwo mi przychodził po przemianie, bez rumięców zdawałam się też być bardziej pewna siebie, ale to tylko pozory.
-        Martwię się o ciebie Bells, powiedział i położył swój pusty kubek na blacie koło mnie.
-        Wiem tato, powiedziałam z westchnięciem.
-        Ale u nas naprawde wszystko jest w porzątku, powiedziałam nie patrzą się ojcu w oczy. Nie lubiłam kłamać ojcu prosto w twarz, ale gdybym wyznała mu prawdę, że ja i Nessie jesteśmy w niebezpieczeństwie, wezwał by wszystkich policjantów z całego stanu albo nawet FBI. Szkoda tylko, że żadna policja w całym kraju nie byłaby wstanie nas obronić.
***
Ostatnie promienie jesiennego słońca przebijały się przez grube gałęzie drzew. Ptaki na drzewach śpiewały ostatnią pieśń tego wieczoru, by po zachodzie słońca położyć się spowrotem do swoich gniazd. Słońce powoli zachodziło za horyzontem i nastała odpowiednia pora dla nas. Dla drapieżników. Dla wampirów. Zmierzch. Najbezpieczniejsza pora dnia na łowy.
Jake’a nie było, ulotnił się od Charlie’ego jeszcze zanim ja i Nessi pojechałyśmy. Dlatego tak dla odmiany Nessie wymyśliła małe polowanie, tylko my dwie. Dlatego odrazu jak wróciłyśmy do domu z Forks, nawet nie przebierając się, pobiegłyśmy do lasu. Podczas biegu wszystkie problemy znikały. Nie było żadnej nieznanej wampirzycy ani Volturii’ch, tylko ja i Renesmee.
Ale nagle wszystko się zmieniło, jeszcze zanim przebiegłyśmy pierwszą mile, jeszcze zanim złapałyśmy trop zwierzyny, nagły podmuch wiatru z zachodu, słotka woń wampira. Zapach nieznanej wampirzycy i trzy niezanane mi zapachy, też wampirze. Zatrzymałam się gwałtownie i złapałam Nessie za ręke. Konfrontacja której tak się bałam musiałą nadejść, nie mogłam już uciec od kłopotów, już było za pózino. Nieuniknone miało nedejść.
Spojrzałam na Nessie, kórczowo trzymałą się mojej dłoni, też wyczuła niebezpieczęstwo. W jej czekoladowych, niegdyś moich, oczach dostrzegłam niepokój oraz niezdrowy błysk, to znaczyło, że Nessie była gotowa do walki. Renesmee wiedziała o niebespieczeństwie, i o kosztach które mogły byśmy poniesić gdyby doszło do starcia. A jednak nie chciała się poddać, jej determinacja przypominała mi Edwarda, kiedy niegdyś ruszył tropem Jamsa do małej sali baletowej w słonecznym Phoenix i znalazł mnie krwawiącą na parkiecie. Pamiętam, że ból był taki silny, że byłam tylko po części przytomna, ale jak przez mgłę pamiętam twarz Edwarda skąpaną w świetle księżyca i niezdrowy blask w jego czarnych jak smoła oczach, kiedy dostrzegł ukryźenie w moim lewym nadkarstku.
Kroki nieznajomych zbliżały się i każdy krok odbijał się echem w moim uchu.
Spojrzałam w stronę drzew. Kroki były bliżej i bliżej. Nagle zza drzew wiłoniły się twarze czworga nieznajomych... nie, cofinj... twarz jednej nieznajomej i trzy twarze jak najbardziej mi znane. Jako człowiek mogłam je podziwiać godzinam i wciąż poznawać je na nowo. Teraz były inne, bardziej wyraźniejsze, bardzej oszałomiające.
Zapadło głocha cisza. Oto stali przedemną moi przyjaciele... moja rodzina... przynajmniej z przed dwóch lat. Ich twarze przyciągały tak sama jak za mojego ludzkiego życia, ale jedna była wciąż tak samo oszołomiająca jak za mojego starego życia. Moja miłość stała przede mną w całej swojej okazałości. Przyjrzałam się uwżnie nowo przybyłym. Carlisle Cullen, lekarz, w ludzikm życiu pastor. Obok niego dwójka jego synów. Jasper, były major kawalerii podczas wojny secesyjnej, i Edward, utalentowany muzyk i, mój ukochany do momętu w którym powiedział, że mnie nie kocha. Koło Jasper’a stała wampirzyca, ta sama która widziała mnie i Renesmee w centrum kilka dni wcześniej. Jej oczy świeciły niezdrowym blaskie a jej kolana ugieły się, gotowe do ataku.
-      Nie zgadzam się, powiedział Edward, zapewne odpowiedział na pytanie zadane w myślach. Wampirzyca odrazu się wyprostowała i spojrzała pytająco na Edwarda, ale Edward patrzył się na mnie, niestety ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
-      Niewątpliwie, powiedział Edward nadal ni spuszczając oczu ze mnie.
Nagle poczułam mocy ucisk na dłoni. Nessie się niepokoiła, nie mogła tam zostać.
-      Nessie, wróć prosze do domu, na odpowieć Nessie tylko przytulił się bardziej do mojej dłoni, nie miała zamiaru mnie posłuchać.
-      Renesmee, prosze, powiedziałam już bardziej szorstkim tonem.
Nessie niechętnie puściła moją dłoń i pobiegła w las za moimi plecami. W tym samym momęcie Edward zerwał się ze swoiego miejsca w pogoni za Nessie. Stanełam mu na drodze i patrzyłam mu w oczy srogim wzrokiem, jednak zanim zdąrzyłam go zaatakować, któś złapał mnie od tyłu w żelaznym ucisku. Nie musiałm się odwracać żeby wiedzieć, że to Jasper, najbardziej utalentowy z Cullenów w sztukach walki. Obok mnie Edward pomknoł za Nessie w las. Chciałam się za nim wyrwać, nawet bardzo, ale od razu wiedziałam, że nie mam szans z kimś kto w walce wręcz przewyszsza mnie diametralnie. Nie udałoby mi się zrobić jednego kroku zanim Jasper znów by mnie złapał.
Spojrzałam przed siebie, Carlisle szedł w moją stronę powolnym krokiem. W jego oczach dostrzegłam smutek.
-      Carlisle prosze, to nie jest to na co wygląda, powiedziałm słabym głosem, ale zanim powiedziałam dalej Carlisle podniósł dłoń na znak żebym nic nie mówiła. Wiedziałam, że proszę o niemożliwe. Cullenowie już raz złamali dla mnie jedną z zasad rządzących tym światem, powiedzieli mi o swoiej prawdziwej naturze i wprowadzili mnie w świat niebespiecznych bestii, a dla istoty ludzkiej znaczyło to karę śmierci.
-      Przykro mi Bello, powiedział Carlisle nadal nie spuszczając wzroku. Neznajoma blondynka ruszała się nerwowo za doktorem, a błysk w jej przypominał dwie samotne gwiazdy na nocnym niebie.
Nadeszła chwila której najbardziej się obawiałam, egzekucja, ale pytaniem było czy ukażą tylko Nessie czy nas obie. Wiedziałam, że jeśli zabiją ją, to ja też poproszę ich o śmierć. Miałam za mało czasu żeby wytłumaczyć, żeby opowiedzieć im całą historię. Edward nigdy się nie dowie, że jego jedyna córka zginie z jego ręki, pomyślałam ze smutkiem. Zamknełam suche oczy i ostatni raz wyobraziłam sobie twarz mojej córeczki. Miałyśmy tak mało czasu, tylko krótkie dwa lata. Modliłam się o resztki nadzieji, tylko to mi zostało.
***
Dziękuje za wszystkie wspaniałe komętarze z ostatniej notkia, aż się robi ciepło na sercu :3
Buziaki
-złotooka