Przepraszam, że znów była długa przerwa, ale to wszystko mnie przytłacza, szkoła, nowa rutyna. Dedykuje tę notkę wam wszystkim, zapraszam:
***
Z punktu widzenia Renesmee:
Wreszcie piątek. Dla wielu uczniów był to dzien wyczekiwany przez cały
tydzień i dla mnie też, dziś miałam mieć koncert w szkole muzycznej. Siedziałam
w szkolnej ławce kołó Cassie. Była ostatnia lekcja, pani Ventura tłumaczyła
właśnie zadanie matematyczne, na którego przykład mieliśmy zrobić lekcje w
następnym tygodniu. Cassie siedziała koło mnie i dziwnym wzrokiem wpatrywała
się w tablice. Moja przyjaciółka miała dyslekcję, to dlatego wszyscy jej
dokuczali. Bardzo się jąkała kiedy czytała na głos i miała trudności z
ortografią. Cassie mieszkała z babcią i dziadkiem po tym jak jej rodzice
zgineli w wypatku i z tego powodu że, była osierocona, trudniej było jej się
zaprzyjaźnić z tutejszymi dziecim.
Nagle usłyszałem moje imię, szepty pochodziły z ławik przede mną. No tak
można było się domyśleć. Victoria Spring i Hannah Golden. Dwie szóstkowe
uczęnice i najlepsze przyjaciółki. Cassie mówiła że, boją się mojej konkuręcji
bo mam takie same oceny i jestem tak samo perfecjna jak one. Słyszałam też że,
dziadek Hannah jest dyrektorem w szkole a ojciec Viktorii jest znanym
architektem więc, obie pochodzą z dobrych rodzin. Obie dziewczyny chodzą do tej
samej szkoły muzycznej co ja tylko że, grają na skrzypcach.
-
One jest taka dziwna, usłyszałam szept Hannah. Wysoka jak
na swój wiek ruda dziewczyna szeptała do swojej przyjaciółki.
-
Wiem, no pomyśli, jest w szkole muzycznej tylko nie cały
tydzień a już ma występ, i to z starszymi uczniami, odpowiedziała krótkowłosa
szatynka. Victoria.
Nie chciałem słuchać dalszej rozmowy, wczeszniej już słyszałam jak
rozmawiały o Cassie i o kilku innych dziewczyne które nie są w ich gronie i,
ledwo co usiedziałam na miejcu kiedy słyszałam co o nich mówią. Te dziewczyny
są bardziej wredne niż myślałam. Nagle zadzwonił dzwonek, do ławki Victorii i
Hannah’y podeszły jeszcze dwie dziewczyny, niska czarnowłosa Alexsi Hall i
blondwłosa Lisa Winslet. Wszystkie dziewczyny tworzyły zgraną paczkę. Szypko
się spakowały i wyszły z klasy śmiejąc się i gadając.
Odwróciłam się w stonę Cassie z usimiechem na ustach. Moja przyjaciółka
zaczeła powoli pakować książki. Dziś miała być ze mną cały dzień. Najpierw
miałyśmy jechać do mnie i zjeść obiad, a potem mama miała nas odwieść do szkoły
muzycznej na próbe generalną przed wieczornym występem. Cassie będzie siedziała
na widowny podczas próby i podczas występu, mówiał nawet że, na przedstawienie
przyjdą jej dziadkowie.
Nagle do naszej ławki podszedł Derek Heron, ten blondyn który rozmawiał ze
mną w autobusie i jego piegowaty koleszka, Noah McDermot. Teraz kiedy
kolegowałam sie z Cassie, incydent z autobusu niedy się nie powtorzył, co
prawda ani Derek ani Noah nie rozmawiają z Cassie ale, nadzwyczaj ją ignorują,
przynajmniej już nie było potrzeby żebym broniła ją przed rzuconymi w jej
stronę niegrzecznymi komętarzami. Ostatnio Derek dużo ze mną rozmawia i wogóle
jest prawie cały czas koło mnie. Takie zachowanie jest słotkie ale, zawsze
kiedy Derek i Noah potchodzą, to Cassie dziwnie milknie a nie chcę żeby czuła się
niekonfortowo, już wiele przeżyła.
Spakowałam pospiesznie moje rzeczy i zażuciłam torbę na ramię. Watałam z
krzesła i czekałam aż Cassie się spakuje. Derek usiadł na krawędzi naszej ławik
a jego piegowaty kolega ustawił się koło niego.
-
Pewnie już nie możesz się doczekać, powiedział i
skrzyżował ręce na piersi. Dopier po chwili zrozumiałam że, chodzi mu o
dzisiejszy koncert.
-
Tak, ale mama mówi że, wszystko będzie dobrze,
powiedziałam zerkając na Cassie która akurat pakowała ostatnią książke do
torby.
-
Na pewno, i wiesz co? Też będe na koncercie, chciałem
jeszcze raz usłyszeć jak grasz, powiedział i na jego ustach zawitał uśmiech. Od
razu oblałam się rumięcami. Nieśmiałość miałam po mamie, ona też jako człowiek
zalewała się rumięcami kiedy dostawała komplemęt.
-
To miłe, powedziałam nadal zalana szkarłatem. W tym samym
czasie Cassie wstała z kszesła i uśmiechneła się do mnie. Dziś rano zdradziła
mi że, to pierwsz raz idzie do koleżanki po szkole, więc nic nie mogło zepsuć
jej dnia.
Całą grupką wyszliśmy z klasy i w progu porzegnaliśmy się z panią Venturą.
Szłam przez hol z Cassie przy boku, koło nas szli Derek i Noah i, głośno
żartowali. Na korytarzu panował tłok wszyscy chcieli wrócić do domu po długim
dniu nauki. Wyszłyśmy głowny wejściem i ruszyłyśmy w stronę parkingu, chłopcy
podążyli za nami. Dziś miał po nas przyjechać Jacob a chłopcy zaproponowali że
odprowadzą nas na parking.
Staneliśmy na pagórku przy parkingu, skąd był najlepszy widok na
zaparkowane samochody. Wzrokiem szukałam samochodu Jacoba. Słyszałam jak
chłopcy za mną podziwiają te lepsze auta które zaparkowały na parkingu a Cassie
koło mnie tylko milczała. Na środku prawego rzędu samochodów spostrzegłam
czerwonego Voldswagena Golfa mojego przyjaciela. Jacob z szerokim uśmiechem
opierał się o swój czerwony i już zardzewiały wóz.
-
Jest, krzyknełam i wskazałam na mojego przyjaciela.
-
Chodżcie, powiedziałam i zaczełam biec. Bardzo się
cieszyłam, nie widziałam Jacoba od kilku dni, mama mówiła że, ma obowiązki w La
Push ale, widziałam niepokój w jej oczach kiedy to mówiła i byłam pewna że, to
ma coś wspólnego z tą wampirzycą którą widziałyśmy kilka dni temu. Biegnąc
musiałąm pilnować żeby nie bieć za szybko dlatego też bieg ciągnął się w
nieskączoność. Kiedy wreście wpadłam w ramiona Jacob’a poczułam tak dobrze
znane mi ciepło. Jacob okręcił mnie wokół własnej osi po czym ukucnął i znów
poczułam grunt pod nogami.
-
Hej Nessie, jak tam świerza krew w szkole, zaytał cicho.
Zaśmiałam się tylko, bo wiedziałąm że, to pytanie ma dwa znaczenia.
-
Cześć Jacob, odpowiedziałąm pomiędzw chichotami.
Odwróciłam się do moich przyjaciół którzy dopiero do nas dobiegli. Cassie
uśmiechała się niepewnie, Noah trzymał ręce w kieszeniach i uśmiechał się
chytrze, a Derek był w lekkim szoku. Pewnie w roli mojego najlepszego
przyjaciele wyobrarzał jakieś dziecko w swoim wieku.
Dla mnie nie było to nic dziwnego że, Jacob jest ode mnie
o wiele starzy. Był ze mną odkąd pamiętam i nie mogę sobie wyobrazić życia bez
niego u boku. Kiedy inne dzieci bawiły się na placu zabaw, ja biegałam po
lesie. Inne dzieci miały gryzaki, ja miałam Jacob’a. Tak naprawdę bylyśmy
prawie w tym samym wieku pod względem psychicznym, a za kilka lat będziemy w
tym samym wieku pod względem fizycznym. Byliśmy do siebie podobni po wieloma
względami. Oboje wiedzieliśmy jak to jest być tylko w połowie człowiekiem*.
Byliśmy nierozłączni. Na całą wieczność.
***
*Jacob jest wilkołakiem ale może też być człowiekem
Jak wam się podoba? Bo mnie tak sobie, powiem po prostu, że mogło być lepiej. Proszę o komętarze i dziękuje, że tak mnie wspieracie, zrobiło mi się ciepło na sercu jak przeczytałąm wszystkie wasze komętarze.
Buziaki
-złotooka